I przyszedł czas na obiecana relację z wypadu w góry Izerskie. Tak jak to zwykle w moim przypadku praktycznie każdy dłuższy weekend to idealny moment na wypad w teren-czyli w moim wypadku góry Izerskie. Z tym,że tym razem plan był ambitny i zakładał pokonanie jak największego dystansu a przede wszystkim pokona inie całego szlaku idącego ze Stogu izerskiego do Izerki i dalej do Polski a potem pokręcenie się po Polskiej części tych że gór. I plan w 100% został zrealizowany i przez 4 dni bez większego wysiłku pokonaliśmy ok 68km.
Ale zacznijmy od początku.
Po całonocnej jeździe samochodem z Poznania do Świeradowa ruszyliśmy( ja i ojciec) ostro pod górę na Stóg Izerski i dalej w stronę Smreka. Tam obowiązkowa sesja fotograficzna na wierzy widokowej. Piękne widoki,słońce i jeszcze nie najgorsza temperatura-przez co wędrówka niebyła zbyt uciążliwa. I udawało się nam wykręcać naprawdę niezłe tempo. Zwłaszcza,że wyjazd ten obfitował w różne testy-między innymi butów-wziąłem ze sobą niskie buty do ostrego marszu na membranie gore. I muszę przyznać,że niema to jak niskie buty są dużo bardziej komfortowe przy długim i szybkim marszu. No ale nie o butach będę dziś pisał ale o wypadzie. Więc wracając do sedna sprawy wędrowaliśmy dalej podziwiając widoki i piękno dzikich gór. Oraz fakt,że niestety szlaki po stronie Czeskiej są zdecydowanie bardziej zadbane i lepsze niż u nas. No ale cóż poradzić. Po drodze mijaliśmy wiele ciekawych form skalnych ale i jedną bardzo fajną rzecz. Mianowicie ambonę na kółkach. Taka normalna jak te spotykane w naszych lasach z tą różnicą,że nie była na stałe przymocowana do podłoża a na kołach jak przyczepa. Bardzo fajna sprawa a wewnątrz tak ładnie wykonana,że z przyjemnością można by się tam kimnąć czy zapolować.
I tak wędrując sobie już prawie po ciemku doszliśmy do mostu granicznego na Izerze i w wiacie nieopodal mostku spędziliśmy nocleg. Szybka kolacja i szybko do śpiwora. I tak pierwszej nocy spaliśmy aż 12 godzin. Normalnie to nawet gdybym chciał to bym nie dał rady tak długo spać ale w takim miejscu i po całonocnej jeździe i prawie 30km z buta można sobie taki wypadek wybaczyć ;)
Nie śpiesząc się rano poszliśmy przez schronisko Orle i wzdłuż Izery kierowaliśmy się w stronę Chatki Tomaszka. Po drodze jednak odbiliśmy na przełaj by zobaczyć skałki. I muszę przyznać,ze naprawdę urokliwe miejsce i nawet było by Gdzie się rozbić namiotem-niestety niema tam wody czyli mamy poważny problem ale zawsze można go rozwiązać ;)
Po sesji fotograficznej ruszyliśmy dalej w stronę wspomnianej już chatki. Z nadzieją,że spotkamy tam Zbyszka(nasz górski przyjaciel) i tam też mieliśmy się spotkać z tym tajemniczym mistrzem Ognia-Czyli Rafałem "Gryfem" Łozińskim który jest naprawdę ekspertem w dziedzinie rozniecania ognia prymitywnymi metodami. Niestety przy chatce zamiast Zbyszka był tzw. osobnik z Pary Mieszanej i Rafał. Po krótkiej przerwie już w trójkę ruszyliśmy w stronę Wysokiej Kopy gdzie zamierzaliśmy zrobić nocleg w wiacie. I tak po jakimś czasie wędrówki i minięciu nowej kapliczki doszliśmy do celu na ten dzień. I tam po raz pierwszy zobaczyliśmy jakim ekspertem jest Rafał "Gryf" Łoziński w sprawie ognia. bez problemowo w moment rozpalone ognisko za pomocą kawałka stali wysokowęglowej i kamienia + parę dodatkowych "magicznych przedmiotów". Jednak zanim jeszcze doszliśmy do tej wiaty pogoda zaczęła się psuć i nachodziła gęsta mgła. A gdy już byliśmy na miejscu zrobiła się tak gęsta,że widoczność spadła do kilku metrów do tego doszedł dość silny wiatr czyli jak już możecie się domyśleć warunki przypominały nieco te z Mordoru.
Kolejnego dnia wstaliśmy nieco wcześniej i ruszyliśmy w stronę Wysokiego Kamienia. I dzięki uprzejmości Matki Natury im byliśmy bliżej tego celu tym pogoda się poprawiała i wyszło piękne słońce no i mieliśmy możliwość podziwiania wspaniałego zjawiska jakim było przewalanie się masy chmur przez Karkonosze. Wspaniałe zjawisko które powinien zobaczyć każdy na własne oczy. Jednocześnie dzięki poprawieniu pogody mogłem podładować komórkę przy pomocy panelu słonecznego co było naprawdę przydatne.
Po postoju na Wysokim Kamieniu i wypiciu piwka ruszyliśmy tą samą drogą w stronę kopalni i dalej w stronę wspomnianej już prze zemnie Chatki Tomaszka gdzie miał być już Zbyszek. Niedaleko Wysokiego Kamienia Rafał pokazał nam jak rozpala ognisko za pomocą 2 patyków-i naprawdę wielki szacun bo to naprawdę robi wrażenie wyjątkowo krótki czas rozpalenia tak prymitywną metodą. Nie da się tego opisać to trzeba zobaczyć na własne oczy.
Po drodze zaszliśmy jeszcze obejżeć Kolibę Myśliwską przy której budowie kiedyś pomagaliśmy. Koliba już skończona kilka fotek i dalej w drogę. Niestety jak się mieliśmy okazje przekonać po chwili marszu Zbyszka nie było ale za to była para mieszana. Zamienione kilka słów i dalej w drogę do cudownego miejsca na biwak. I ten już ostatni nocleg postanowiliśmy spędzić w namiocie i sklecić jakiś szałas z pałatek dla Rafała.
I tak też zrobiliśmy kilkanaście minut i obóz stoi gotowy chwile potem już płonie ognisko i można powiedzieć,żyć nie umierać. Ogień,strumyk obok namiotu i fajne towarzystwo-szczególnie,ze przyszedł do nas Zbyszek z którym porozmawialiśmy nieco i najedliśmy się do syta resztkami naszych zapasów.
Rano szybka pobudka śniadanko, zwinięty obóz i dalej w drogę. Niestety już tego dnia celem było miasto i cywilizacja więc jakiś wielki entuzjazm nam a przynajmniej mi nie towarzyszył. Tak wędrując mijaliśmy jeszcze dzięki uprzejmości poprawiającej się pogody zobaczyć kilak wspaniałych widoków. Napełnić manierki wodą ze źródła Adamsa i już po kilkudziesięciu minutach byliśmy na dole.I tak właśnie zakończyła się ta przygoda.
Czyli podsumowując ten wypad-super atmosfera,piękne widoki,masa nowych testów i doświadczeń oraz przekroczenie kolejnych granic- Ci z was którzy uczestniczyli w mojej prezentacji na MTP-poznań oraz UP-poznań wiedzą o co chodzi z tymi granicami a niewtajemniczeni z pewnością będą mieli okazje jeszcze się przekonać ;)
A już niedługo powstanie filmik a materiału jest naprawdę sporo więc myślę,że będzie co oglądać.
Więcej zdjęć
Ale zacznijmy od początku.
Po całonocnej jeździe samochodem z Poznania do Świeradowa ruszyliśmy( ja i ojciec) ostro pod górę na Stóg Izerski i dalej w stronę Smreka. Tam obowiązkowa sesja fotograficzna na wierzy widokowej. Piękne widoki,słońce i jeszcze nie najgorsza temperatura-przez co wędrówka niebyła zbyt uciążliwa. I udawało się nam wykręcać naprawdę niezłe tempo. Zwłaszcza,że wyjazd ten obfitował w różne testy-między innymi butów-wziąłem ze sobą niskie buty do ostrego marszu na membranie gore. I muszę przyznać,że niema to jak niskie buty są dużo bardziej komfortowe przy długim i szybkim marszu. No ale nie o butach będę dziś pisał ale o wypadzie. Więc wracając do sedna sprawy wędrowaliśmy dalej podziwiając widoki i piękno dzikich gór. Oraz fakt,że niestety szlaki po stronie Czeskiej są zdecydowanie bardziej zadbane i lepsze niż u nas. No ale cóż poradzić. Po drodze mijaliśmy wiele ciekawych form skalnych ale i jedną bardzo fajną rzecz. Mianowicie ambonę na kółkach. Taka normalna jak te spotykane w naszych lasach z tą różnicą,że nie była na stałe przymocowana do podłoża a na kołach jak przyczepa. Bardzo fajna sprawa a wewnątrz tak ładnie wykonana,że z przyjemnością można by się tam kimnąć czy zapolować.
I tak wędrując sobie już prawie po ciemku doszliśmy do mostu granicznego na Izerze i w wiacie nieopodal mostku spędziliśmy nocleg. Szybka kolacja i szybko do śpiwora. I tak pierwszej nocy spaliśmy aż 12 godzin. Normalnie to nawet gdybym chciał to bym nie dał rady tak długo spać ale w takim miejscu i po całonocnej jeździe i prawie 30km z buta można sobie taki wypadek wybaczyć ;)
Nie śpiesząc się rano poszliśmy przez schronisko Orle i wzdłuż Izery kierowaliśmy się w stronę Chatki Tomaszka. Po drodze jednak odbiliśmy na przełaj by zobaczyć skałki. I muszę przyznać,ze naprawdę urokliwe miejsce i nawet było by Gdzie się rozbić namiotem-niestety niema tam wody czyli mamy poważny problem ale zawsze można go rozwiązać ;)
Po sesji fotograficznej ruszyliśmy dalej w stronę wspomnianej już chatki. Z nadzieją,że spotkamy tam Zbyszka(nasz górski przyjaciel) i tam też mieliśmy się spotkać z tym tajemniczym mistrzem Ognia-Czyli Rafałem "Gryfem" Łozińskim który jest naprawdę ekspertem w dziedzinie rozniecania ognia prymitywnymi metodami. Niestety przy chatce zamiast Zbyszka był tzw. osobnik z Pary Mieszanej i Rafał. Po krótkiej przerwie już w trójkę ruszyliśmy w stronę Wysokiej Kopy gdzie zamierzaliśmy zrobić nocleg w wiacie. I tak po jakimś czasie wędrówki i minięciu nowej kapliczki doszliśmy do celu na ten dzień. I tam po raz pierwszy zobaczyliśmy jakim ekspertem jest Rafał "Gryf" Łoziński w sprawie ognia. bez problemowo w moment rozpalone ognisko za pomocą kawałka stali wysokowęglowej i kamienia + parę dodatkowych "magicznych przedmiotów". Jednak zanim jeszcze doszliśmy do tej wiaty pogoda zaczęła się psuć i nachodziła gęsta mgła. A gdy już byliśmy na miejscu zrobiła się tak gęsta,że widoczność spadła do kilku metrów do tego doszedł dość silny wiatr czyli jak już możecie się domyśleć warunki przypominały nieco te z Mordoru.
Po postoju na Wysokim Kamieniu i wypiciu piwka ruszyliśmy tą samą drogą w stronę kopalni i dalej w stronę wspomnianej już prze zemnie Chatki Tomaszka gdzie miał być już Zbyszek. Niedaleko Wysokiego Kamienia Rafał pokazał nam jak rozpala ognisko za pomocą 2 patyków-i naprawdę wielki szacun bo to naprawdę robi wrażenie wyjątkowo krótki czas rozpalenia tak prymitywną metodą. Nie da się tego opisać to trzeba zobaczyć na własne oczy.
Po drodze zaszliśmy jeszcze obejżeć Kolibę Myśliwską przy której budowie kiedyś pomagaliśmy. Koliba już skończona kilka fotek i dalej w drogę. Niestety jak się mieliśmy okazje przekonać po chwili marszu Zbyszka nie było ale za to była para mieszana. Zamienione kilka słów i dalej w drogę do cudownego miejsca na biwak. I ten już ostatni nocleg postanowiliśmy spędzić w namiocie i sklecić jakiś szałas z pałatek dla Rafała.
I tak też zrobiliśmy kilkanaście minut i obóz stoi gotowy chwile potem już płonie ognisko i można powiedzieć,żyć nie umierać. Ogień,strumyk obok namiotu i fajne towarzystwo-szczególnie,ze przyszedł do nas Zbyszek z którym porozmawialiśmy nieco i najedliśmy się do syta resztkami naszych zapasów.
Rano szybka pobudka śniadanko, zwinięty obóz i dalej w drogę. Niestety już tego dnia celem było miasto i cywilizacja więc jakiś wielki entuzjazm nam a przynajmniej mi nie towarzyszył. Tak wędrując mijaliśmy jeszcze dzięki uprzejmości poprawiającej się pogody zobaczyć kilak wspaniałych widoków. Napełnić manierki wodą ze źródła Adamsa i już po kilkudziesięciu minutach byliśmy na dole.I tak właśnie zakończyła się ta przygoda.
Czyli podsumowując ten wypad-super atmosfera,piękne widoki,masa nowych testów i doświadczeń oraz przekroczenie kolejnych granic- Ci z was którzy uczestniczyli w mojej prezentacji na MTP-poznań oraz UP-poznań wiedzą o co chodzi z tymi granicami a niewtajemniczeni z pewnością będą mieli okazje jeszcze się przekonać ;)
A już niedługo powstanie filmik a materiału jest naprawdę sporo więc myślę,że będzie co oglądać.
Więcej zdjęć
Co to za ładowarka solarna na 176 zdjęciu. Warta swych pieniędzy? i targania ze sobą? Bardzo fajne zdjecia. Wypad ciekawy. W sumie będę musiał sie do Ciebie odezwać. Bo gdy jest tylko długi weekend też siedzę w Izerach :D
OdpowiedzUsuńTo goalzero 7 bardzo dobry i chyba jeden z nielicznych na rynku które faktycznie działają. Można z niego naprawdę bezproblemowo naładować baterię,telefon czy coś innego w dość krótkim czasie. Fakt,że nie jest to tania zabawka bo razem z power-bankiem to ponad 500zł-ale jak na razie ciesze się,że to kupiłem. Na pewno będzie też recka na blogu ale jeszcze trochę to potrwa bo chcę sprawdzić to dosadnie. A co do jakiegoś wypadu to jestem otwarty na różne propozycje :)
Usuńpzdr
Mógłbyś w sumie połączyć te dwa wątki w jeden.
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńAndrzej, Konrad wielkie dzięki za wspólny kapitalny wypad. Do zobaczenia w Masywie Śnieżnika!
Hej!
Gryf.
Cześć
Usuńrównież dzięki za super atmosferę i do zobaczenia w Grudniu ;)
pzdr.
Konrad
"na wierzy widokowej"
OdpowiedzUsuńNa wieży, na miłość boską!
Poza tym jeszcze parę innych ortów, ale mniej gryzących w oczy.
Tak poza tym fajna relacja, ale czy można trochę więcej o rozpalaniu ognia? Materiały znalezione na miejscu, czy noszone w wodoodpornym kapciuchu? Jaka technika dokładnie?
Napiszę tym razem bardzo krótko- wypad REWELACJA! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam