Każdy chyba kto zajmuje się mniej lub bardziej survivalem czy lasem w naszym kraju miał styczność z harcerstwem - przynajmniej na początku. Ja jak zwykłe lubię się wyłamywać ze stereotypów i tak jest też tym razem. Dopiero po wielu latach puszczaństwa stykłem się z faktycznym harcerstwem przy okazji szkolenia dla grupy harcerek z ZHR.
Prawie,że pełne szkolenie survivalowe w super okolicach - stawy Milickie. Piękne widoki, kupa ptaków, które nie bały się specjalnie naszej obecności ( żurawie,czaple,kruki,sokoły itd) Dosłownie miejscówka żyć nie umierać.
Dziewczyny były już w trasie rowerami od kilku dni i jeszcze jadą. A ja do Żmigrodu PKP - SWOJĄ DROGĄ CHYBA OCIEPLAJĄ WIZERUNEK bo wagon niby 2 klasa a jednak pierwsza. Taka jazda to już nie SURVIVAL a przyjemność ;)
No ale wracając do sedna sprawy. Potem 12 km z buta - stopa z moją mordą to ciężko złapać ale co tam przynajmniej mały marszyk dla zdrowotności.
W niezgodzie spotkanie i zapoznanie się z uczestniczkami a nocka w luksusowych warunkach w kwaterze myśliwskiej na schodach :V
Rano powiedzmy względnie szybka pobudka ( wstałem przed wszystkimi i zdążyłem przeczytać całą gazetę ;) - w sumie nie powinno to dziwić -dziewczyny lubią pospać )
Koło 11 zaczęły się zajęcia.
Z początku teoria w deszczu,potem dzika kuchnia,ogień,sprzęt itd.
Po drodze gotowanie zupy pokrzywowej, ziemniaki z ogniska i ciasto robione na poczekaniu - tak tak impreza pełną gębą.
No i co chyba najlepsze to jaja mrówek i co ważne kilka dziewczyn się przełamało i nie żałowało tego - tak więc drodzy panowie brać przykład z dziewczyn i żreć robale. ( Panie też zachęcam)
Potem jeszcze kawałek przez las i pola do Olszy gdzie nocka w namiotach a ja oczywiście w hamaku a najlepsze jest to,że nawet tarpu nie trzeba było rozwieszać bo biwak wypadł pod wiatą na placu zabaw - polecam takie miejscówki,mało roboty z rozbiciem obozu a komfort 1 klasa, no może poza księżycem i lampami dającymi po gałach- ale przynajmniej jakieś dodatkowe atrakcje są.
Na drugi dzień rano zwijanie szpeju,śniadanko i pożegnanie i niestety w drogę powrotną 18 km po asfalcie bo jak zwykle stopa to ja nie złapie - takie szczęście to ja mam :P I tak po +/- 3 godzinach doszedłem do żmigrodu tam cola i kupa słodyczy i heja pociągiem do poznania.
Podsumowując - robiłem nie jedno szkolenie, i to było jedno z ciekawszych i sam się co nieco nauczyłem i poznałem spoko dziołchy ;) Tak więc nic dodać nic ująć było zajebiście.
Dzięki za zaproszenie i mile spędzony czas.
Więcej zdjęć klasycznie na GOOGLE +
Autorstwa mego jak i Anki z Kadry ZHR
Prawie,że pełne szkolenie survivalowe w super okolicach - stawy Milickie. Piękne widoki, kupa ptaków, które nie bały się specjalnie naszej obecności ( żurawie,czaple,kruki,sokoły itd) Dosłownie miejscówka żyć nie umierać.
Dziewczyny były już w trasie rowerami od kilku dni i jeszcze jadą. A ja do Żmigrodu PKP - SWOJĄ DROGĄ CHYBA OCIEPLAJĄ WIZERUNEK bo wagon niby 2 klasa a jednak pierwsza. Taka jazda to już nie SURVIVAL a przyjemność ;)
No ale wracając do sedna sprawy. Potem 12 km z buta - stopa z moją mordą to ciężko złapać ale co tam przynajmniej mały marszyk dla zdrowotności.
W niezgodzie spotkanie i zapoznanie się z uczestniczkami a nocka w luksusowych warunkach w kwaterze myśliwskiej na schodach :V
Rano powiedzmy względnie szybka pobudka ( wstałem przed wszystkimi i zdążyłem przeczytać całą gazetę ;) - w sumie nie powinno to dziwić -dziewczyny lubią pospać )
mrówcza wyżerka |
Koło 11 zaczęły się zajęcia.
Z początku teoria w deszczu,potem dzika kuchnia,ogień,sprzęt itd.
Po drodze gotowanie zupy pokrzywowej, ziemniaki z ogniska i ciasto robione na poczekaniu - tak tak impreza pełną gębą.
No i co chyba najlepsze to jaja mrówek i co ważne kilka dziewczyn się przełamało i nie żałowało tego - tak więc drodzy panowie brać przykład z dziewczyn i żreć robale. ( Panie też zachęcam)
Potem jeszcze kawałek przez las i pola do Olszy gdzie nocka w namiotach a ja oczywiście w hamaku a najlepsze jest to,że nawet tarpu nie trzeba było rozwieszać bo biwak wypadł pod wiatą na placu zabaw - polecam takie miejscówki,mało roboty z rozbiciem obozu a komfort 1 klasa, no może poza księżycem i lampami dającymi po gałach- ale przynajmniej jakieś dodatkowe atrakcje są.
Na drugi dzień rano zwijanie szpeju,śniadanko i pożegnanie i niestety w drogę powrotną 18 km po asfalcie bo jak zwykle stopa to ja nie złapie - takie szczęście to ja mam :P I tak po +/- 3 godzinach doszedłem do żmigrodu tam cola i kupa słodyczy i heja pociągiem do poznania.
Podsumowując - robiłem nie jedno szkolenie, i to było jedno z ciekawszych i sam się co nieco nauczyłem i poznałem spoko dziołchy ;) Tak więc nic dodać nic ująć było zajebiście.
Dzięki za zaproszenie i mile spędzony czas.
Więcej zdjęć klasycznie na GOOGLE +
Autorstwa mego jak i Anki z Kadry ZHR
PODSTAWKA POD KUBEK - jako wyraz uznania za pracę |
Komentarze
Prześlij komentarz