Zlot Poza Cywilizacją. Spotkanie w klasycznym stylu to zdecydowanie jeden z ciekawszych i najlepszych zlotów na jakich mieliśmy okazję się zjawić. Piątek, zaraz po pracy ostatnie ogarnięcia i ruszamy do Makowa pod Skierniewice, do Miejskiej Kniei, gdzie od soboty zaczynał się zlot przepełniony ciekawymi rozmowami i warsztatami. Nieco po 2 w nocy, kiedy docieramy przy ognisku zostały już tylko niedobitki ;) Rozmowa z chłopakami z WSS i Mr. Wilsonem przeciągnęła się do 4 nad ranem. Nurkujemy w śpiworach na słomie w stodole, bo rano trzeba wstać.
Od rana zaraz po pysznej jajecznicy rozpoczęły się zajęcia. Na pierwszy rzut poszły warsztaty z tkania, ciekawy pokaz technik i sposobów tkania w naprawdę starym stylu. Dowiedzieliśmy się miedzy innymi, że zrobienie koszuli zajęło by minimum 1,5 miesiąca! I doszliśmy do wniosku, że lepiej upolować jakiegoś jelenia czy niedźwiedzia oskórować i od razu mamy kurtkę albo spodnie ;)
Po tkaniu czas na rozmowy i obiad, po którym mieliśmy swoje 5 minut. Prowadziliśmy zajęcia z fotografii outdoorowej i przyrodniczej, powiedzieliśmy coś o sprzęcie, o patentach na lepsze zdjęcia czy też na budżetowe rozwiązania ułatwiające życie fotografa ;)
Po spacerze mały popas, odpoczynek i przygotowanie kolacji. Po niej przyszedł czas na niezwykle ciekawą prezentację z wyprawy dookoła Polski. 2 kumpli przeszło Polskę dookoła, najbliżej jak było możliwe granicy! Zajęło im to niecałe 4 miesiące, setki super miejsc i przygód, taki pokaz zdjęć to idealna opcja na zakończenie dnia, to oficjalne zakończenie. Po nim zaczęła się część nieoficjalna, czyli pogawędki o survivalu, sprzęcie, życiu itd.
Tatko razem z częścią towarzystwa spał w stodole, część spała w szałasach, a ja postanowiłem powisieć w hamaku. Fakt, że było zimno i zapowiadało się, że będzie jeszcze gorzej, ale jak się bawić, to się bawić, i przynajmniej nikt nie chrapie ;)
Po godzinie się obudziłem i stwierdziłem, że nie ma bata schodzę na ziemię i kładę się przy ognisku. Problemem był brak karimaty, ale rozwiązałem go przy pomocy euro palety, serio taka kupa desek jest całkiem wygodnym łóżkiem, chociaż nieco twardym i dziurawym. Wyrko na równi z paleniskiem, bez wychodzenia ze śpiwora można było dokładać drewno, ciepełko wpływało do śpiwora, a płomyczki wesoło tańczyły całą noc. Nocka bardzo miła, mimo że w letnim śpiworze przy +/- 0 stopni.
Około 11 zaczęły się zajęcia z zielarstwa prowadzone przez Kasię Mikulską, bardzo ciekawy spacer i nowa wiedza + zadrapania po przedzieraniu się przez krzaczory :P
Po dzikich roślinach przyszedł czas na obiad i zajęcia z niecenia ognia. Oczywiście nikt inny jak sam Mr. Wilson nie mógł prowadzić tych warsztatów. Najlepszy ekspert od ognia, jakiego znam pokazywał nam knyfy i metody rozpalania ogniska. Pod koniec zajęć musieliśmy się już zwijać i ruszać do domu, ale i tak sporo się dowiedzieliśmy i mamy nadzieję, że dzięki nam też się troszkę czegoś nowego nauczyliście i dowiedzieliście ;)
Od rana zaraz po pysznej jajecznicy rozpoczęły się zajęcia. Na pierwszy rzut poszły warsztaty z tkania, ciekawy pokaz technik i sposobów tkania w naprawdę starym stylu. Dowiedzieliśmy się miedzy innymi, że zrobienie koszuli zajęło by minimum 1,5 miesiąca! I doszliśmy do wniosku, że lepiej upolować jakiegoś jelenia czy niedźwiedzia oskórować i od razu mamy kurtkę albo spodnie ;)
Po tkaniu czas na rozmowy i obiad, po którym mieliśmy swoje 5 minut. Prowadziliśmy zajęcia z fotografii outdoorowej i przyrodniczej, powiedzieliśmy coś o sprzęcie, o patentach na lepsze zdjęcia czy też na budżetowe rozwiązania ułatwiające życie fotografa ;)
Po spacerze mały popas, odpoczynek i przygotowanie kolacji. Po niej przyszedł czas na niezwykle ciekawą prezentację z wyprawy dookoła Polski. 2 kumpli przeszło Polskę dookoła, najbliżej jak było możliwe granicy! Zajęło im to niecałe 4 miesiące, setki super miejsc i przygód, taki pokaz zdjęć to idealna opcja na zakończenie dnia, to oficjalne zakończenie. Po nim zaczęła się część nieoficjalna, czyli pogawędki o survivalu, sprzęcie, życiu itd.
Tatko razem z częścią towarzystwa spał w stodole, część spała w szałasach, a ja postanowiłem powisieć w hamaku. Fakt, że było zimno i zapowiadało się, że będzie jeszcze gorzej, ale jak się bawić, to się bawić, i przynajmniej nikt nie chrapie ;)
Po godzinie się obudziłem i stwierdziłem, że nie ma bata schodzę na ziemię i kładę się przy ognisku. Problemem był brak karimaty, ale rozwiązałem go przy pomocy euro palety, serio taka kupa desek jest całkiem wygodnym łóżkiem, chociaż nieco twardym i dziurawym. Wyrko na równi z paleniskiem, bez wychodzenia ze śpiwora można było dokładać drewno, ciepełko wpływało do śpiwora, a płomyczki wesoło tańczyły całą noc. Nocka bardzo miła, mimo że w letnim śpiworze przy +/- 0 stopni.
Około 11 zaczęły się zajęcia z zielarstwa prowadzone przez Kasię Mikulską, bardzo ciekawy spacer i nowa wiedza + zadrapania po przedzieraniu się przez krzaczory :P
Po dzikich roślinach przyszedł czas na obiad i zajęcia z niecenia ognia. Oczywiście nikt inny jak sam Mr. Wilson nie mógł prowadzić tych warsztatów. Najlepszy ekspert od ognia, jakiego znam pokazywał nam knyfy i metody rozpalania ogniska. Pod koniec zajęć musieliśmy się już zwijać i ruszać do domu, ale i tak sporo się dowiedzieliśmy i mamy nadzieję, że dzięki nam też się troszkę czegoś nowego nauczyliście i dowiedzieliście ;)
Świetna sprawa:) to ten wyjątkowy czas kiedy naprawdę jest się z ludźmi, pomaga się sobie wzajemnie i robi wszystko siłą własnych rąk! Podoba mi się taka inicjatywa:)
OdpowiedzUsuń