Swego czasu zrobiliśmy sobie z tatkiem dłuższy weekend i na 3 dni ruszyliśmy do Biebrzy. Jednego z najpiękniejszych i najdzikszych zakątków naszego kraju. Ach, jak ja lubię ten dziki wschód, szkoda, że z Poznania mamy tak daleko.
Piątek minął nam w większości w drodze. Pogoda zapowiadała się świetnie, niestety po przekroczeniu Wisły zaczęła się psuć. Chmury, wiatry itd. Pierwszym punktem na naszej trasie był bunkier i pomnik kapitana Raginisa i Stanisława Brykalskiego, którzy dzielnie bronili polskiej ziemi na odcinku Wizny. Wiało tam tak mocno, że ciężko było ustać, a o utrzymaniu aparatu nie było mowy.
Dalej ruszyliśmy Carską Drogą w poszukiwaniu jakichś łosi. Biebrza nie obrodziła i poza sarną i żurawiami tego dnia na Carskiej nic nam się nie pokazało. Ruszyliśmy dalej i nieopodal miejscowości Kulig rozbiliśmy się na nockę. Bardzo urokliwe miejsce z wiatą. Pogoda była mało łaskawa i na przemian padało, wiało, wiało i padało, momentami się uspokajało. Tak też zdążyliśmy i zmoknąć, i się wysuszyć przy ognisku.
Noc minęła całkiem znośnie, było dość zimno, wiało tak, że bałem się, iż zaraz tarpa mi porwie, ale dawał radę dzielnie. Poranek był iście bajeczny, mroźny, ale słoneczny i obfitujący w piękne widoki.
W takiej sympatycznej aurze podjechaliśmy pod samą leśniczówkę i weszliśmy do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Kiedy wysiedliśmy z auta zaczęły nachodzić chmury i aura się zrobiła mało przyjemna, ale przynajmniej nie padało. Kupiliśmy bilety i ruszyliśmy na szlak. Łącznie tego dnia przeszliśmy nieco ponad 20 km. Po drodze przechodząc po zarywających się pod nami kładkach, spotkaliśmy sarny, żurawie, łosia daleko w zagajniku i jenota, który zasługuje na osobną opowieść. Był tak zajęty swoimi sprawami, że mogliśmy go fotografować i obserwować przez dłuższy czas. Widok niezwykle sympatyczny i przyjemny.
Kiedy wędrowaliśmy tak po parku narodowym, pogoda momentami się naprawdę poprawiała, ale im bliżej byliśmy auta tym była gorsza. Kawałek od auta jak nas ulewa złapała! Ściana deszczu, stwierdziliśmy, że wracamy na to samo miejsce, w którym biwakowaliśmy i tam się rozstawimy, wiata jest, źle nie będzie. No ale huragan i deszcz były takie, że pod wiatą padało niewiele mniej niż obok niej :P Więc postanowiliśmy najgorsze przesiedzieć w aucie. Po ponad godzinie nieco się uspokoiło i dało radę już zjeść coś pod wiatą i rozbić obóz.
Nasyceni poszliśmy spać, ja pod tarpem, a tatko do auta, bo stwierdził, że nie będzie się bawił w rozbijanie itd. Wieczorem nawet gwiazdy się pojawiły, więc już się pozytywnie nastroiłem, ale szybko się to zmieniło, wiało i padało wszystko, śnieg, grad, deszcz i tak całą noc na zmianę. W pionie i w poziomie :P
Ranek był znów nie najgorszy, po śniadaniu spakowaliśmy się i ruszyliśmy z powrotem na Carską Drogę, ale nieco okrężną trasą. Po drodze znów złapał nas deszcz i śnieg. Szału w kadrach nie było. Po drodze kilka sarenek nam zapozowało, lepsze to niż nic.
Piątek minął nam w większości w drodze. Pogoda zapowiadała się świetnie, niestety po przekroczeniu Wisły zaczęła się psuć. Chmury, wiatry itd. Pierwszym punktem na naszej trasie był bunkier i pomnik kapitana Raginisa i Stanisława Brykalskiego, którzy dzielnie bronili polskiej ziemi na odcinku Wizny. Wiało tam tak mocno, że ciężko było ustać, a o utrzymaniu aparatu nie było mowy.
Dalej ruszyliśmy Carską Drogą w poszukiwaniu jakichś łosi. Biebrza nie obrodziła i poza sarną i żurawiami tego dnia na Carskiej nic nam się nie pokazało. Ruszyliśmy dalej i nieopodal miejscowości Kulig rozbiliśmy się na nockę. Bardzo urokliwe miejsce z wiatą. Pogoda była mało łaskawa i na przemian padało, wiało, wiało i padało, momentami się uspokajało. Tak też zdążyliśmy i zmoknąć, i się wysuszyć przy ognisku.
Noc minęła całkiem znośnie, było dość zimno, wiało tak, że bałem się, iż zaraz tarpa mi porwie, ale dawał radę dzielnie. Poranek był iście bajeczny, mroźny, ale słoneczny i obfitujący w piękne widoki.
W takiej sympatycznej aurze podjechaliśmy pod samą leśniczówkę i weszliśmy do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Kiedy wysiedliśmy z auta zaczęły nachodzić chmury i aura się zrobiła mało przyjemna, ale przynajmniej nie padało. Kupiliśmy bilety i ruszyliśmy na szlak. Łącznie tego dnia przeszliśmy nieco ponad 20 km. Po drodze przechodząc po zarywających się pod nami kładkach, spotkaliśmy sarny, żurawie, łosia daleko w zagajniku i jenota, który zasługuje na osobną opowieść. Był tak zajęty swoimi sprawami, że mogliśmy go fotografować i obserwować przez dłuższy czas. Widok niezwykle sympatyczny i przyjemny.
Nasyceni poszliśmy spać, ja pod tarpem, a tatko do auta, bo stwierdził, że nie będzie się bawił w rozbijanie itd. Wieczorem nawet gwiazdy się pojawiły, więc już się pozytywnie nastroiłem, ale szybko się to zmieniło, wiało i padało wszystko, śnieg, grad, deszcz i tak całą noc na zmianę. W pionie i w poziomie :P
Ranek był znów nie najgorszy, po śniadaniu spakowaliśmy się i ruszyliśmy z powrotem na Carską Drogę, ale nieco okrężną trasą. Po drodze znów złapał nas deszcz i śnieg. Szału w kadrach nie było. Po drodze kilka sarenek nam zapozowało, lepsze to niż nic.
Komentarze
Prześlij komentarz