Każdy, kto choć raz musiał szukać czegoś w ciemnościach bez latarki wie jakim to cennym elementem wyposażenia jest dobre i poręczne źródło światła. Przez lata wiele różnych latarek przewinęło się przez mój ekwipunek, od czołówek, przez duże ręczne szperacze, ale ostatecznie jako podstawowa latarka w moim EDC od dawna króluje OLIGHT. Przez ostatnie 5 lat codziennie w nerce, czy to przy kaburze z multitoolem dumnie siedział BATON S1. Jednak denerwowała mnie w nim słaba wydajność i częste przegrzewanie. Natomiast dzięki kompaktowemu rozmiarowi nie miał zamiennika. Wszystkie inne latarki były dla mnie nieco za duże by używać ich jako pierwszą linie EDC. Aż do zeszłego roku, gdy Batona wyparł Perun mini. Mała, lekka latarka kątowa w której nie dopatrzyłem się wad poprzednika.
Perun to mała ważąca zaledwie 52 gramy latarka kontowa o maksymalnej mocy 1000 lumenów! Pozwala to na osiągnięcie dystansu świecenia na poziomie 100 metrów! Oczywiście nie jest to potrzebne w większości zwykłych codziennych sytuacji, ale taka moc potrafi zrobić z nocy dzień w promieniu kilku metrów. Co może przydać się, gdy szukamy czegoś w aucie, piwnicy, w plecaku gdy panują wszędzie egipskie ciemności, czy też potrzebujemy doświetlić kadr, gdy aparat ma problem ze złapaniem ostrości.
1000 lumenów to maksymalna moc, która jest osiągalna tylko przez moment. Dokładnie przez minutę, po czym zaawansowany system elektroniczny chroni latarkę przed przegrzaniem i zmniejsza moc do stabilnych 250 lumenów. Oczywiście po chwili można wrócić do maksymalnego trybu. Najczęściej jednak stosuje właśnie poziom 250 lumenów gdzie to maleństwo działa przez 98 minut. Co jest zadowalającym wynikiem, do dyspozycji jest jeszcze tryb 65 lumenów, na nim latarka działa 6 godzin, 15 lumenów ma przez 15 godzin, a gdy sytuacja tego wymaga i potrzeba długiego lecz słabego źródła światła do dyspozycji jest tryb 2 lumeny przez 4,5 dnia. Tryb stricte awaryjny, ale może się przydać w pewnych sytuacjach.
Latarkę poza całkiem fajnymi parametrami świecenia cechuje też konkretne wykonanie. Mocna obudowa wykonana z aluminium lotniczego zapewnia wytrzymałość na upadki, uszczelniona konstrukcja pozwala na przebywanie latarki 2 metry pod wodą przez 30 minut. Więc zanurzenie, deszcz itd. jest jej nie straszne. Obudowa jest karbowana, dzięki czemu nawet gdy jest mokro i ręce mamy zgrabiałe jest pewny chwyt. Czarna powłoka została dobrze nałożona i nie zaobserwowałem rys, ani odprysków, doceni to każdy esteta. Soczewka chroniąca diodę jest wykonana z odpornego na uderzenia, zarysowania i skoki temperatury szkła borowo-krzemowego.
Użytkowanie jest przyjemne, nie tylko za sprawą parametrów świetlnych i wydajności akumulatora ale i dzięki małym rozmiarom i mocnemu klipsowi pozwalającemu na wygodne noszenie przy krawędzi kieszeni, w nerce, czy pokrowcu z multitoolem lub na innym elemencie wyposażenia. Intuicyjna obsługa za pomocą włącznika pozwala szybko i łatwo wybierać potrzebne tryby. Przeskok z maksymalnej mocy do trybu oszczędnego to chwila.
W zestawie poza akumulatorem i ładowarką jest smyczka - jak dla mnie zbędny bajer, wręcz utrudniający użytkowanie. Ale jest też ciekawa rzecz. Rzep velcro ze specjalnym montażem umożliwiającym zamontowanie latarki jako czołówki w połączeniu z dedykowanym paskiem, lub na czapce czy oporządzeniu wyposażonym w rzep. Ciekawy gadżet, ja niestety nie używam czapek z rzepem więc nie powiem Wam jak się to sprawdza. Ale obstawiam, że średnio. Daszek jednak będzie rzucał sporo cienia. Montaż na latarkę ma tulejkę z regulacją konta świecenia w zakresie 60*.
Na uwagę zasługuje też fakt, że latarki Olight są opatrzone 5 letnią gwarancją. Czy polecam? Oczywiście. Jest to kawał porządnego maleństwa idealnego do EDC. Czy są jakieś wady? Nie zauważyłem, Perun ma same plusy :) Co ciekawe mimo małych i niepozornych rozmiarów wyposażony jest w opcję blokady przypadkowego włączenia, co nie jest częste w przypadku takich latarek. Z czystym sumieniem polecam :)
Bardzo dobry artykuł :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
Usuń