Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Puszcza Knyszyńska i nie tylko -relacja

 Naszą tradycją stało się, że Wielkanoc spędzamy gdzieś. Jedziemy, idziemy, zwiedzamy itd. Tym razem padło na Podlasie. Nasze ulubione miejsce do odpoczynku :D Chyba nawet wygrało z ukochanymi Borami Tucholskimi.

 Pojechaliśmy z myślą o trekkingu po Puszczy Knyszyńskiej, na miejscu stwierdziłem jednak, że nie dam rady iść z takim ciężkim plecakiem ( nie wiem co sobie myślałem dorzucając kolejne graty) więc postawiliśmy na biwakowanie przy aucie w namiocie o wycieczki w postaci pętli itd.  Relacja będzie ogólnikowa, gdyż za dużo się działo ;) W kolejnych postach będziemy opisywać co ciekawsze miejsca, które warto odwiedzić będąc w tych okolicach :D 

Pierwszy dzień to była sama jazda, jednak 500 km z hakiem to już kawałek jest. Podróż nie tylko przez kraj ale i prawie przez strefy klimatyczne. Wyjazd z zachodu i droga na wschód to był przeskok z +20 paru stopni do +5  i leżącego śniegu.




Na pierwszy ogień poszedł pierścień o długości około 30 km podczas którego podziwialiśmy zalegający śnieg, budzącą się wiosnę, punkty bitew powstania styczniowego i wiele innych ciekawych miejsc. A najlepszy był kompletny brak ludzi na szlaku! Puszcza Knyszyńska jest mega ciekawa, świetnie zagospodarowana pod kątem turystycznym. Nawet są obszary pilotażowe! A ludzi praktycznie na szlakach nie spotkamy.
















Kolejny dzień to spacer świetną ścieżką przyrodniczą z Kopnej Góry. Parking polecamy na biwak i jako bazę wypadową ;) Szlak, a właściwie  ścieżka/szlaczek jest naprawdę godny uwagi, wiedzie w dużej mierze starymi torami wąskotorówki, po drodze liczne tablice informacyjne i ogólnie piękna przyroda.






Po 6 km wracamy do auta i ruszamy ku dalszym atrakcjom, pierwsza na trasie jest ścieżka bartnicza w miejscowości Łaźnie. Ścieżka krótka, niezbyt atrakcyjna, owszem można zobaczyć i przeczytać co nieco o tym jak pozyskiwano miód, jak robiono pasieki w pniach lub barcie, ale ogólnie nic specjalnego. Za to miejsce jest idealne na nockę w wiatach (na dystansie może max 2 km jest chyba 5 wiat jak nie lepiej) Jest to też fajne miejsce na stanięcie camperem.





Natomiast kawałek dalej w miejscowości Łaźnie jest piękna mała drewniana Cerkiew którą naprawdę warto odwiedzić. Niestety była zamknięta, ale samo obejrzenie z zewnątrz sprawia dużo radości. Dalej przez Puszcze Knyszyńską jechaliśmy polnymi drogami do Królowego Mostu. Droga raczej dla pojazdów 4x4 albo aut i kierowców lubiących wyzwania. My ze swiftem świetnie się bawiliśmy, chociaż był kilka chwil grozy ;)  Z Królowego mostu ruszyliśmy na szlak i zdobyliśmy górę świętej Anny. Warto tam wejść, panorama z wieży widokowej jest niesamowita!










Trekkingu nam nie było dość więc postanowiliśmy jeszcze tego dnia przejść się po rezerwacie Krzemianka. W drodze do niego zahaczyliśmy o miejsce kultu religijnego. Góra krzyży. Punkt ma mapie z tych ciekawych, trochę dziwnych, momentami przerażających - bez obrazy dla wierzących ;)  Co ciekawe do Świętej Wody przyjeżdżają ludzie z całego świata, brać śluby, modlić się itd.






Szlak po rezerwacie jest naprawdę świetny, kładki, bagno, rozlewisko i prawdziwa dzicz. Polecamy :D 
Tego dnia postanowiliśmy spać w samochodzie, nie chciało nam się już rozbijać namiotu. Lenistwo skończyło się bólem karku bo co jak co swift to złote auto, ale małe. I tu też padła decyzja, że kupujemy busa i budujemy micro kampera ;)




Z rana odwiedziliśmy Silvarium, ciekawe miejsce, gdzie można dowiedzieć się co nieco o okolicznej przyrodzie, zobaczyć z bliska sowy i inne ptaki (trafiły tam np. na skutek wypadków, urazów itd.)





Jak widzicie można też przytulić kamienną żabę ;)


Po sowach i żabie skierowaliśmy koła w kierunku Pewnej cerkwi by jadąc dalej prze pola i lasy dotrzeć do miejsca magicznego, które miało przetrwać koniec świata. Osady Wierszalin - ale więcej o niej w osobnym wpisie.








Po naładowaniu baterii i odpoczynku w energetycznym miejscu udaliśmy się do rezerwatu przyrody. Gdzie jest zarąbista ścieżka kładkami, idzie się nad rozlewiskiem i bagniskiem podziwiając po drodze gniazdo łabędzi i bobrowe żeremie. Kładka wyżary to obowiązkowy punkt do zaliczenia, na jej końcu jest natomiast dość specyficzna galeria drewnianych rzeźb. Są dziwne i przerażające. Będąc w okolicy warto odwiedzić ;)  













Po kilkukilometrowej wędrówce wróciliśmy do auta i resztę dnia spędziliśmy już w naszym dzielnym buszmobilu. Postanowiliśmy podjechać do dawnego kolejowego przejścia granicznego. Miejsce wyjęte trochę ze stalkera, albo serii METRO. Fajny punkt do zaliczenia podczas objazdówki po Podlasiu. Po kontroli przez pograniczników skierowaliśmy się nad zalew Ozierany. Po drodze przez pomyłkę w nawigacji - nie ufajcie papierowym mapom :P wjechaliśmy na przejście graniczne. Chwila niepokoju i śmiechu, na szczęście obyło się bez problemów i ruszyliśmy dalej. 

Zachód słońca, dzika przyroda i droga asfaltowa, po czym szutrowa po czym trawa i wyboje. Do tego na ostatniej prostej krzaki które pokaleczyły całego swifta :( Ale udało się. Teren super, cisza i spokój, ławki, po drugiej stronie wiata. Idealne miejsce na biwak.










Rano nieśpiesznie zwinęliśmy majdan w huraganowym wietrze, i udaliśmy się przez Kruszyniany do Krynek. Miejscowości z największym rondem w EUROPIE! Tak to, w tej małej mieścinie na krańcu Polski jest największe rondo. Do tego źródełko z wodą, gdzie ludzie nawet z Białegostoku przyjeżdżają napełnić wodę ;)  Gdyby komuś było mało atrakcji to są jeszcze synagogi, cerkwie i kościoły. Mała mieścina a bardzo ciekawa. 
Następnie ruszyliśmy do naszych przyjaciół którzy są w trakcie tworzenia pięknego campingu/agroturystyki MagicForest. Jeszcze trochę i będzie tam piękne miejce na mapie turystycznej Podlasia.











Spacer, rozmowy i czas spać. Jak się okazało, w nocy spadł śnieg, a poranny spacer był w iście zimowej scenerii.







Po spacerze śniadanie i w niestety trzeba było ruszać już w drogę powrotną, na szczęście przez Biebrzę. W niej żadnych łosi nie widzieliśmy, były tylko jakieś pojedyncze ptaki i koniec przygody. Następne 6 godzin spędziliśmy za kółkiem by wejść do domu i stwierdzić fajnie było, ale się skończyło.















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna gr...

Świerkowe smarowidło

M aj to świetny moment na zbiór i przygotowanie wielu smacznych oraz zdrowych specyfików np.  młodych pędów świerku do zrobienia świerkowego smarowidła . Podczas zbioru zjadłem trochę prosto z drzewa ale większość zebrałem do domu w celu przygotowania Świerkowego smarowidła i syropu. Młode pędy są dość delikatne i miękkie oraz lekko kwaskowate w smaku                  ( zawierają dużo witaminy C). Wraz z czasem gałązki dostają coraz silniejszy żywiczny posmak. Świerk można wykorzystywać przez cały rok do parzenia herbaty. Ale do smarowidła potrzebne są właśnie młode  jasno-zielone pędy. Do przygotowania  tego specyfiku potrzeba nam dość dużo młodych pędów. W zależności od ilości uzyskamy większą lub mniejszą ilość syropu. Ja zebrałem ok 1L kilkucentymetrowej długości pędów. Były jeszcze dość miękkie ale okres zbioru pomału dobiega końca.  Do zbioru nie należy wykorzystywać tylko jednego drzewa (najlepiej pobiera...

Hasvik Wind Fjord Nansen

O d powrotu z Islandii minęło już niestety sporo czasu, ale na szczęście pozostały nam super wspomnienia, kupa przygód i niezawodny sprzęt, jak bluzy Fjord Nansen Hasvik Wind . Można by pomyśleć, że bluza turystyczna jak to bluza, nic nadzwyczajnego, jednak to jest naprawdę konkret, bluza techniczna idealna. Zachwalamy, ponieważ sprawdziły się świetnie na Islandii! I po powrocie też. Geniusz tkwi w prostocie mawiają, i tu to się potwierdza. Cały fenomen bluzy polega na dwóch rzeczach. Pierwsza to zastosowanie materiału termoaktywnego Micropile Stretch, który bardzo dobrze odprowadza nadmiar wilgoci, ryzyko przeziębienia znacznie maleje, a komfort jest gigantyczny. Pot w moment jest transpirowany na zewnątrz, przy większej aktywności widać, jak jest wypychany i osadza się na zewnętrznej warstwie materiału, po czym odparowuje dalej. Dzięki stretchowi bluza idealnie dopasowuje się do ciała, nie ma zbędnych przestrzeni (z powietrzem, które wyziębia) i nie krępuje ruchów. Można ...