Mamy zimę, i już tradycją stało się, że uczestniczymy w Polariadzie, organizowanej przez Tomka Frankowskiego. Jest to impreza mająca na celu propagowanie turystyki aktywnej w rejonie Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego. W tym roku Polariada zaczynała się w Lądzie pod klasztorem, gdzie zjawiliśmy się ekipą Ania, Tatko, Ja i Czarek z Po Prostu Outdoor. Tam chwilka reorganizacji i ruszyliśmy na szlak. Zgodnie ze scenariuszem imprezy mieliśmy pokonać trasę około 8 km do schroniska PTTK Chatka Ornitologa - bardzo klimatycznego, w super otoczeniu, i to wsio w przyzwoitych cenach. Wyruszyliśmy spod klasztoru trochę po 15, więc do Chatki dotarliśmy już po ciemku, pominę fakt, że 8 km w rzeczywistości było bliższe 12 km, ale i tak przyjemnie się szło, mimo iż trasa była nieźle oblodzona, a z czołówką o glebę nie trudno, ale o dziwo nikt gleby nie zaliczył.
I tak koło 19 dotarliśmy do wyżej wspomnianego schroniska. Tam rozpakowanie, zajęcie prycz i należyty odpoczynek. Najpierw gorąca zupa grzybowa, później ognisko i kiełbaski, no nie powiem, uczta miła na koniec dnia, zwłaszcza jak przez cały dzień zjadłem tylko śniadanie, batona, 2 kabanosy i gorącej czekolady z termosu troszku upiłem, więc taka kolacja była niezbędna. Po wyżerce przyszedł czas na rozmowy przy kominku, o wszystkim i o niczym, oczywiście, jak to na takich rajdach, niektórzy zrobili sobie reset i to dość mocny.
Koło 1 w nocy, wybraliśmy się na wydmę śródlądową. Krótki, miły spacer bez wielkiej wspinaczki, szkoda tylko, że nie było widoków, ale w świetle czołówek i tak wydmy robiły przyjemne wrażenie. Koło 2 w nocy wróciliśmy do Chatki i położyliśmy się spać. O 9 pobudka i śniadanie, jajecznica z jaj wielu przygotowana w garnku, tak, w garnku, jak survival to survival, nawet w kuchni.
I tak, po śniadaniu, koło 11 wyruszyliśmy w dalszą podróż, do Pyzdr. Drugi dzień cechował się zdecydowanie ładniejszą aurą, słońce, trochę chmurek, no idealne warunki do wędrówki i podziwiania pięknego krajobrazu Nadwarciańskiego PK.
Wędrujemy, podziwiamy krajobrazy, sporadycznie przelatujące ptaki i inne zwierzaki, i tak po kilku godzinach docieramy do Pyzdr. Tu mamy okazję obejrzeć ciekawą zabytkową architekturę, po chwili udajemy się do gospodarstwa agralnego na pożegnalne "ognisko" (tak naprawdę wypalanie pociętych resztek z sadów, a nie ognisko, no ale mniejsza z tym - zawsze cieplej było). Tu herbatka, ostatnie rozmowy, udzielam wywiadu dla Radia Września i tu też kończy się Polariada 2017. Było przyjemnie i momentami bardzo śmiesznie, dobre jedzenie, fajni ludzie, ale największym plusem Polariady jest środowisko w jakim się odbywa. O tym rejonie mawia się "Wielkopolskie Bieszczady", jednak my nazywamy go "Wielkopolską Biebrzą".
Z pewnością zawitamy jeszcze w te rejony i pewnie będziemy też na kolejnych edycjach szlajania się nad Wartą.
I tak koło 19 dotarliśmy do wyżej wspomnianego schroniska. Tam rozpakowanie, zajęcie prycz i należyty odpoczynek. Najpierw gorąca zupa grzybowa, później ognisko i kiełbaski, no nie powiem, uczta miła na koniec dnia, zwłaszcza jak przez cały dzień zjadłem tylko śniadanie, batona, 2 kabanosy i gorącej czekolady z termosu troszku upiłem, więc taka kolacja była niezbędna. Po wyżerce przyszedł czas na rozmowy przy kominku, o wszystkim i o niczym, oczywiście, jak to na takich rajdach, niektórzy zrobili sobie reset i to dość mocny.
Koło 1 w nocy, wybraliśmy się na wydmę śródlądową. Krótki, miły spacer bez wielkiej wspinaczki, szkoda tylko, że nie było widoków, ale w świetle czołówek i tak wydmy robiły przyjemne wrażenie. Koło 2 w nocy wróciliśmy do Chatki i położyliśmy się spać. O 9 pobudka i śniadanie, jajecznica z jaj wielu przygotowana w garnku, tak, w garnku, jak survival to survival, nawet w kuchni.
I tak, po śniadaniu, koło 11 wyruszyliśmy w dalszą podróż, do Pyzdr. Drugi dzień cechował się zdecydowanie ładniejszą aurą, słońce, trochę chmurek, no idealne warunki do wędrówki i podziwiania pięknego krajobrazu Nadwarciańskiego PK.
Wędrujemy, podziwiamy krajobrazy, sporadycznie przelatujące ptaki i inne zwierzaki, i tak po kilku godzinach docieramy do Pyzdr. Tu mamy okazję obejrzeć ciekawą zabytkową architekturę, po chwili udajemy się do gospodarstwa agralnego na pożegnalne "ognisko" (tak naprawdę wypalanie pociętych resztek z sadów, a nie ognisko, no ale mniejsza z tym - zawsze cieplej było). Tu herbatka, ostatnie rozmowy, udzielam wywiadu dla Radia Września i tu też kończy się Polariada 2017. Było przyjemnie i momentami bardzo śmiesznie, dobre jedzenie, fajni ludzie, ale największym plusem Polariady jest środowisko w jakim się odbywa. O tym rejonie mawia się "Wielkopolskie Bieszczady", jednak my nazywamy go "Wielkopolską Biebrzą".
Z pewnością zawitamy jeszcze w te rejony i pewnie będziemy też na kolejnych edycjach szlajania się nad Wartą.
Komentarze
Prześlij komentarz