Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Plecak Helikon-tex Summit od pentagon.pl

Od pół roku na większości wyjść targam swój majdan w nowym produkcie Helikona, plecaku Summit z serii Outdoor, który na testy podesłał nam sklep pentagon.pl


Plecak jak na Helikona całkiem inny. Typowy plecak trekkingowy o pojemności 40l przystosowany tak, by sprawdził się zarówno podczas trekkingu w górach, jak i na nizinach. Przynajmniej taki był plan, a jak wyszło? Całkiem nieźle, zacznijmy od materiałów. Plecak zrobiony jest z lekkiej cordury, dzięki czemu udało się zejść nieco z wagą w stosunku do innych plecaków Helikona, ale z pewnością Summit nie wpisuje się w ultralight, gdyż waży 1300g. Poza materiałem głównym w plecaku zastosowano piankowe usztywnienie, które możemy wyjąć i użyć jako siedzisko - ciężko się wyjmuje i wkłada (zwłaszcza przy wyładowanym plecaku), więc z tego nie korzystałem. Nikogo też nie zdziwi fakt, że zastosowano zamki YKK, standard przy wszelkich produktach outdoorowych.

Materiały są naprawdę mocne i mimo swojej pozornej delikatności wytrzymałe, plecak nieraz nosił ciężary (czasem nawet prawie 30 kg), do tego często ostre, kanciaste przedmioty, które dosłownie rwały się na zewnątrz, ale plecak dał radę, tak samo zamek na froncie nie poddawał się wypychaniu itd. Dodatkowo na froncie Helikon zastosował specjalną kieszeń z rozciągliwego materiału (taka elastyczna siateczka), która pomieści naprawdę sporo, np. saperkę, piłę, kamizelkę puchową i jeszcze kilka szpargałów. Nie podarła się jeszcze, więc oceniam ją pozytywnie. Z tego samego materiału zrobione są kieszonki na pasie biodrowym. Dzięki elastyczności mieszczą naprawdę dużo.  Tak samo boczne kieszenie, nawet 2 litrowe nalgenki.
By zmniejszyć wagę i odmilitarnić plecak Helikon w Summicie zastosował minimalistyczne molle (10 mm) naszyte na bokach, umożliwiają przytroczenie czegoś czy zamontowanie ładownic w standardzie molle.

Plecak pozbawiony jest klapy, zastosowano rolowane zamknięcie znane z worków kajakowych, rozwiązanie fajne, mocne i szczelne (pył nie wejdzie), ale ma swoje mankamenty, gdyż pod klapą już nic nie przytroczymy i nie wyciągniemy komina. No ale to specyfika tego modelu.



Zanim przejdziemy do wad, są jeszcze dwa ważne aspekty, system nośny i komfort użytkowania. Zacznijmy od systemu, jest to plecak Helikona, nie jakiś Osprey, Gregory czy inna hiper super trekkingowa firma, czyli nie ma co się spodziewać wymyślnego stelaża itd., ale i tak nie jest źle. Plecy to karbowana pianka - nieco przypomina karimaty Thermaresta, dobrze chroni przed kanciastymi przedmiotami wewnątrz plecaka, miękka i nawet dość dobrze odprowadza wilgoć, chociaż latem i tak człowiek bardzo się poci. Ważne jest to, że pianki zastosowane na plecach i szelkach nie ubijają się wraz z użytkowaniem, czyli cały czas mamy taki sam komfort. Szerokie szelki dobrze trzymają się na barkach, tu nie ma zastrzeżeń. Zastrzeżenia mam natomiast do pasa biodrowego, który mógłby być bardziej rozbudowany. W formie, w której jest nie do końca przy większych obciążeniach dobrze przenosi ciężar. Tak do +/- 10 kg nie ma problemu, przy większym bywa różnie. Ale z racji, że plecak pomyślany jest zgodnie z filozofią light and fast to można zrozumieć zastosowanie takiego delikatniejszego pasa.

Trzeba pamiętać, że Summit nie ma regulowanego rozmiaru systemu nośnego - jedynie możemy ściągać paski. Dlatego niższe osoby mogą mieć problem z dopasowaniem go do siebie. Najlepiej przymierzyć w sklepie, np. w pentagon.pl ;)


Sam komfort noszenia jest całkiem spoko, pod warunkiem, że nie przeładujemy plecaka, a co z komfortem używania? Dwa dostępy - od frontu i od góry sprawiają, że łatwo można się spakować. Elastyczne kieszenie powodują, że łatwo możemy rozmieścić nasz majdan, by zawsze był pod ręką.
Poza główną komorą i elastycznymi kieszeniami mamy u góry jeszcze jedną małą kieszonkę zapinaną na zamek, która idealnie nadaje się do schowania telefonu, kluczy, kompasu i innych pierdół. Komfort użytkowania oceniam dość wysoko, może nie dałbym piątki, ale czwórkę mogę śmiało dać.



Summit nie jest jednak pozbawiony wad. Ma ich kilka. Pierwszą jest brak tradycyjnych troków kompresyjnych, jedynymi trokami są krótkie, boczne na wysokości kieszonek na butelki i taki ala trok mamy z zapięcia od tej elastycznej kieszeni. Do przytroczenia lekkiej karimaty wystarczy, ale namiotu już za bardzo nie zamontujemy, zwłaszcza jakiegoś większego, gdyż troki się poluzują.  Oczywiście możemy kombinować dodatkowymi przez molle, ale nie o to chodzi w plecaku turystycznym, by kombinować.
Kolejną wadą jest brak wzmocnienia spodu. Materiał owszem jest mocny, ale wydaje mi się, że po kilku latach noszenia i stawiania na piasku, kamieniach itd. może się przetrzeć. Tak samo od spodu Helikon mógł naszyć jakieś przelotki na dodatkowe troki.
No i brak pokrowca przeciwdeszczowego. Owszem plecak jest solidnie zaimpregnowany i puszcza lekko wodę dopiero po 5 godzinach chodzenia w ulewie, ale np. zamek na froncie nie jest zabezpieczony, więc tam najprędzej pocieknie, przydałby się jakiś pokrowiec.




Czy polecam? Plecak jest całkiem fajny, zarówno pod względem wykonania, materiałów, uniwersalności, jak i designu. Cena jest też standardowa jak na tego typu produkt, więc jest to opcja godna przemyślenia.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna grupa ludzi

Moja pierwsza linia EDC

N ie wiem jak wy ale ja bez noża czuję się nagi.  Zawsze mam przy sobie jednak poza tym warto nosić jeszcze parę przydatnych drobiazgów które znacznie ułatwiają życie a czasem mogą nam lub komuś uratować dupsko.  I tu idealną sprawą jest zestaw EDC-every day carry  czyli wszystko co dźwigamy codziennie.  Wariantów,wielkości i wielu innych pierdół jest tyle co nosicieli EDC każdy musi stworzyć wersję dostosowaną do swoich potrzeb. Mój jeśli wziąć wszystkie 3 linie to co mam w kieszeniach to co w ładownicy na pasie to co w plecaku/torbie  To można stwierdzić,że jest tego naprawdę sporo. No ale lepiej coś mieć niż potem żałować,ze się niema. Pierwsze 2 linie mam praktycznie codziennie przy sobie.  Wyjątek to moment gdy trzeba się wdziać w garnitur i wtedy wielkie ubolewanie,że nie mogę wziąć swoich zabawek. Na szczęście mam i na to sposób ale to będzie osobny post.   Trzecie linia to plecak z nieco większymi rzeczami-mam to wszystko często przy sobie ale nie zawsze. Wszystki

Karkonosze Noworocznie-relacja

N ajwyższy czas na relację z wypadu w Karkonosze-od powrotu minął już prawie tydzień a ja się obijam :P  Więc tak pomysł na ten wypad zrodził się po przejrzeniu katalogu jednej z firm outdoorowych-mianowicie jacka wolfskiego. Była tam opisana całkiem fajna wyrypa w Karkonosze z noclegiem w super wiacie. Pomyślałem ok Karkonosze 5/6 dni i może wyciągniemy(ten sam skład ekipy co zazwyczaj ;) trasę ok 100km. Oczywiście jak to zwykle bywa góry i natura zmuszają do modyfikacji planów i tak też ze 100km zostało 50 ale za to jakie warunki i przygody. Ale zaczniemy od początku. Tym razem zamiast autem pojechaliśmy pociągiem-tak swoja drogą nie wiem dlaczego odcinek 300km jedzie się ponad 8 godzin. No ale wracając do  wypadu koło 9 31 stycznia wylądowaliśmy w Szklarskiej-Porębie i od razu nie cackając się ruszyliśmy na Halę Szrenicką. Po drodze jeden postój i krótka pogawędka z innymi piechurami i dalej w drogę tuż  przed samą halą dogonił nas naprawdę spoko gościu(sorry zapomniałem imien