Jadąc do Rumunii, spodziewaliśmy się widoku zapyziałych wsi, brudnych miast itd. I trochę tak było, ale naprawdę tylko trochę. Jak w każdym kraju są dzielnice gdzie lepiej nie wchodzić ;)
Największym zaskoczeniem było dla nas miasto Oradea, ostatni punkt przed powrotem do domu. Miasto duże, nowoczesne z piękną zabytkową architekturą.
Niestety wiele czasu na zwiedzanie nie mieliśmy, bo zaledwie jeden wieczór. Ale wykorzystaliśmy go na całego.
Miasto jest tak niezwykłe i zasługuje na szerszy opis więc na początek trochę historii.
Oradea leży w okręgu Bihor w Rumunii bardzo blisko węgierskiej granicy. Pierwsze wzmianki o mieście pochodzą z XI wieku, kiedy było to jeden z najważniejszych grodów Królestwa Węgier. Historia przynależność miasta do kraju jest bardzo burzliwa. W XVI i XVII wieku Oradea zmieniała kilkukrotnie przynależność na skutek zaciętych walk Habsburgów z Turkami.
Prawdziwy blask miasto zaczęło odzyskiwać dopiero w XIX, było uważane za najbogatsze i najpiękniejsze miasto Węgier, co łatwo zaobserwować wędrując przez starówkę. Na skutek rozpadu Austro-Węgier Oradea znalazła się na terenie Rumunii. Mimo faktu, że większość mieszkańców to z pochodzenia Węgrzy.
Aktualnie jest to jedno z najbardziej rozwiniętych miast kraju, zadbane zabytki, jest tu rozbudowana infrastruktura transportowa, rozrywkowa i kulturalna. Miasto jest tak wyjątkowe, ze to trzeba zobaczyć, ciężko opisać to słowami. Oradea jest niż by się można spodziewać widząc różne miasta tego kraju.
Mimo że czas nas gonił, a wiele atrakcji było już zamkniętych (w mieście pojawiliśmy się dopiero po południu, a rankiem następnego dnia wyjeżdżaliśmy) poszliśmy na długi spacer po starówce. Oradea jest idealnym miejscem dla fanów architektury, kamienice, kościoły, pomniki, klimatyczne uliczki itd. są dosłownie na każdym kroku. Uroku dodają liczne skwery zieleni i kanały wodne zapewniaja niezwykły klimat w połączeniu z architekturą. Zatrzymując się wieczorem nad jednym z ciągów wodnych, można usłyszeć koncert żab, poczuć lekką bryzę od wody i jednocześnie wysłuchać koncert jazzowy z pobliskiej knajpki. Niesamowite miejsce to trzeba zobaczyć i poczuć na własnej skórze. Oradea zrobiła na nas największe wrażenie ze wszystkich miast, w jakich dotychczas byliśmy.
Najbardziej wryła mi się w pamięć ulica Celca Republicii to długi deptak z pięknymi kolorowymi kamienicami i pałacami. Finał spaceru mieliśmy w Pałacu Czarnego Orła. Niesamowitej budowli z początku XX wieku. Największy secesyjny budynek w mieście składający się z kilku asymetrycznych brył o bardzo dekoracyjnych fasadach. Przejście przez pałac to podróż w czasie lub do innej rzeczywistości. Wędrówce towarzyszą niesamowite dźwięki i zapachy z kawiarni, barów oraz restauracji, do tego zdobienia, witraże, to wszystko daje wspomniany efekt podróży w czasie. Wchodząc do tego budynku, przekraczamy wrota czasu.
W chwili otwarcia w budynku mieściło się 75 pokoi hotelowych, sala kinowa i balowa oraz kawiarnia. Swoją nazwę zawdzięcza witrażowi z 1909 roku z wielkim czarnym orłem.
Nam już nie starczyło czasu, ale podczas wizyty w tym mieście warto odwiedzić jeszcze cytadelę obronną, zoo i cieszący się dobrymi opiniami aquapark.
Dojazd z Polski nie jest zły. Lokalizacja przy granicy pozwala dojechać do Oradei w ciągu 8 godzin z południa Polski.
Jest to naprawdę fajna opcja na szybko weekendowy wypad. Miejsce jest tak niesamowite, że mimo iż nie jestem fanem zwiedzania miast, z przyjemnością wróciłbym tu raz jeszcze!
Komentarze
Prześlij komentarz