Poznań niewątpliwie leży na nizinach. Okolica jest w większości płaska jak stół, a wzniesienia to co najwyżej zagniecenia na obrusie. Owszem są jakieś "góry" ale szalu nie robią. Tak samo, jak brak gór, tak samo brak śnieżnych zim nam doskwiera. Gdy praktycznie w całej Polsce jest śnieg, u nas jest tylko szaro, buro i ponuro. Śnieg liczymy nie w dniach, a w godzinach. Więc spragnieni zimy i stromych szlaków postanowiliśmy z ojcem i Czarkem (z po prostu outdoor) ruszyć w góry. Ale gdzie pojechać w góry na kilka godzin? Przecież Karkonosze i inne pasma są pół dnia drogi. Nie ma sensu jechać na niedzielną wycieczkę w góry! Ale jest taki szczyt, który leży zaledwie dwie godziny jazdy z Poznania. Ślęza to niezwykle ciekawy i łatwo dostępny szczyt dla każdego.
Ślęża jest dość obleganym miejscem przez licznych turystów więc istotne jest, by dostać się na parking przed innymi. My dojechaliśmy na przełęcz Tupadły między 8 a 9 rano i już parking był pełny! Darmowy parking, bo obok na płatnym było jeszcze sporo miejsca.
Przełęcz Tupadły jest fajnym punktem na start, wyrusza z niej zdecydowanie mniej turystów niż z Sobótki, jednocześnie, jeśli mamy zapas czasu można uderzyć w przeciwnym do Ślęży kierunku na Radunie.
Naszym celem jednak była Ślęża, by uniknąć wzmożonego ruchu turystycznego wybraliśmy dłuższy, ale i ciekawszy szlak na szczyt. Z parkingu po chwili marszu szeroką drogą odbiliśmy na niebieski szlak. Trasa nie jest stroma, dostępna w większości dla każdego, jedynym wymagającym fragmentem jest tzw. Skalna Perć. Jest to przyjemna odskocznia od wędrówki leśną drogą, trasa idzie przez skały, nie jest trudna, ale w śniegu i lodzie można zaliczyć glebę, a nawet mały lot. Ale naprawdę warto, bo szlak jest mega przyjemny i oferuje piękne widoki.
Na szczycie, chociaż to trochę górnolotne określenie, to po prostu wysoko położona łąka z kościołem i czymś ala schronisko, zjedliśmy i naładowaliśmy baterię. Sam szczyt to tak jak wspomniałem nic specjalnego, widoki są fajne, chociaż dużo lesze są z wieży widokowej kawałek przed kościołem i schroniskiem.
Najedzeni i naładowani pozytywną energią po wędrówce w naprawdę pięknych warunkach postanowiliśmy zejść bokiem, by uniknąć większości turystów. Zeszliśmy czerwonym szlakiem w kierunku Łagiewnik. Po kilku kilometrach odbiliśmy na leśną drogę wiodącą prosto na parking.
Całodzienna lajtowa wędrówka po górach, praktycznie od wschodu do zachodu słońca w pięknej zimowej aurze. I to wszystko zaledwie dwie godziny z haczykiem autem z poznania.
Garść porad nie tylko dla Poznaniaków
Kierujcie się na przełęcz Tupadły, są tu dwa parkingi jeden darmowy, drugi płatny.
Im później dojedziecie tym trudniej o miejsce parkingowe, najlepiej wyjechać +/- dwie godziny przed wschodem. Wtedy w okolicach wschodu stawicie się na parkingu. Gwarantujemy, że nie będziecie pierwsi ;)
Wybierajcie boczne szlaki, czerwony, niebieski. Żółty to zwykła droga dla tzw. stonki. Łatwa, ale oblegana i mało widokowa.
Weźcie lornetkę, jeśli traficie na pogodę, zobaczycie z wieży widokowej Śnieżkę, Góry Sowie i inne szczyty.
Idąc zimą, warto zaopatrzyć się w raczki, znacznie ułatwią wędrówkę.
Schronisko ma dobre jedzenie, ale kiepskie sanitariaty.
Komentarze
Prześlij komentarz