Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Izery przed Wisłą i zlot WSS

Długi weekend zakończony. Było fantastycznie jak zawsze, ale i nieco inaczej, o tym później. Ania, Tatko i ja ruszyliśmy w góry na ostatni trekking przed miesiącem pedałowania. Chcieliśmy przetestować nowy namiot, który przekazał nam Fjord Nansen - namiot gigant, sam Kadafi by się nie powstydził, i sprawdzić nową kuchenkę. Klasycznie, jak to już na nas przystało, jak góry to w 99% Izery.


Meldujemy się w czwartek z samiuśkiego rana na parkingu w Świeradowie i po chwili organizacji rura na Sępią Górę. Mozolne parcie pod górę i w końcu zdobywamy szczyt. Jesteśmy już któryś raz na Sępiej, a dopiero teraz niebo nam się otworzyło i mogliśmy podziwiać piękne widoki na Izery czy też pogórze Sudetów. Po obowiązkowej sesji foto ruszamy dalej w pięknej, jak dla mnie nieco za ciepłej, pogodzie.


Wędrujemy w promieniach słońca, bez pośpiechu, na pełnym luzie, łykamy kolejne kilometry. Momentami topimy się w słońcu, ale po kilku godzinach marszu docieramy do planowanego miejsca obozu. Piękny cypelek nad górskim potokiem w otoczeniu majestatycznych buków (wiem, bukowisko to niedobry teren na biwak). Zanim przystąpiliśmy do rozstawienia obozowiska zajęliśmy się foceniem wody i innych kadrów. Efekty są naprawdę fajne, zresztą sami zobaczcie ;)


Po sesji foto zabraliśmy się za rozbicie namiotu, rozstawienia tarpa i gotowania. Dzięki wydajności i mocy kuchenki paliwowej można naprawdę pobawić się w gotowanie, i tak na obiad zrobiłem nam rosół parówkowy. Kuchnia z Savoya to nie była, ale wszystkim zgodnie smakowało :) Po posiłku obowiązkowa sjesta, by już koło 8 wieczorem wylądować w śpiworach. Czemu tak wcześnie? A no dlatego, że całą noc jechaliśmy i zmęczenie dawało już w kość.


W nocy ulewa, burza, wichura, rano niestety też. Na szczęście trochę bardziej łaskawa i dało się zrobić śniadanie i zwinąć obóz w chwilowych przerwach deszczu. Zwinięci, spakowani, a pada dalej, więc nie ma co marudzić, trzeba ruszać w trasę. Po chwili, gdy doszliśmy do szlaku, pogoda się poprawiła, słońce, brak chmurek, bardzo przyjemnie, tyle że znów za ciepło :P


Wędrując, podziwialiśmy piękne lasy, ptaszki ćwierkające i przede wszystkim odpoczywaliśmy w jednym z kilku ukochanych miejsc na świecie. Idąc w kierunku Rozdroża Izerskiego, napotkaliśmy ludzi wyciągających drewno z lasu przy pomocy koni. Jeden się darł niemiłosiernie na konia tekstami typu hajda skurwielu, a mina konia była bezcenna. Kompletnie wysrane miał na typa, pełne olanie poganiacza. Kawałek dalej spotkaliśmy miłego gościa, który grzecznie rozmawiał z koniem, a ten pięknie słuchał i pracował, miał podejść "jeszcze 2 metry" to podciągnął kłody jeszcze 2 metry :)


Kawałek dalej zaczyna wiać i padać, a po chwili lać i w ścianie deszczu przekraczamy drogę między Szklarską a Świeradowem i zdobywamy ponownie wysokość żółtym szlakiem. W połowie podejścia przestaje padać i znów mamy piękną pogodę, więc postój na zdjęcie membran i na batonika. Gdy tak siedzieliśmy przeleciały nad nami dwa cietrzewie!! Szok, ostatnio ich coraz więcej, kiedyś nie szło spotkać żadnego, a ostatnio był jeden, na tym wyjeździe dwa tu i kolejnego dnia jeszcze jedna samiczka.


Wędrujemy dalej w słońcu i jednej krótkiej mżawce w stronę Chatki Górzystów i w pewnym momencie skręcamy w las, gdzie rozstawiamy obóz.


Słońce i ciepło nie trwało długo, bo udało nam się rozbić, ugotować obiadek i chwilę posiedzieć na słońcu, a później już do samego rana padało, raz mocniej, raz tak mocno, że nawet nie dałoby się iść. Rankiem śniadanie, zwijamy obóz i ruszamy w kiepskiej pogodzie i kilku stopniach powyżej zera do schroniska, by zjeść sławnego naleśniczka z Chatki Górzystów. Tam spotykamy super miłą parę, z którą trochę pogadaliśmy - notabene znali nas - i po pewnym czasie wędrujemy już do auta.


Schodząc do auta spotkaliśmy bardzo sympatycznego ptaszka, który z chęcią pozował i kompletnie się nas nie bał. Szczerze nie wiem co to za gatunek, ale minę miał zarąbistą. A już po niecałych 2 godzinach wędrówki meldujemy się na parkingu.


Zazwyczaj tu by się kończyła relacja, ale nie tym razem. Prosto z parkingu ruszyliśmy do Stanicy Rycerskiej, gdzie odbywał się konwent Wielkopolskiej Szkoły Survivalu. Super ludzie, świetna atmosfera i fajowe miejsce. Było intensywnie! Śpiewy przy ognisku, rozmowy o wszystkim i o niczym, kupa żarcia i wiele innych atrakcji. O tym wszystkim już nie będę pisał, niech zdjęcia wam to opowiedzą ;)

 

I to by było na tyle. Filmik postaram się zrobić w tym tygodniu.
A już za 2 tygodnie z haczykiem ruszamy na podbój Wisły!

Komentarze

  1. A skad macie namiot? Bo wyglada na bardzo podobny do mojego. Ja mam spokey i jestem zachwycona nim. Wytrzymal ze mna juz nie jedna podroz:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna gr...

Tak na szybkości

B yła mała przerwa w nadawaniu bo był wyjazd  w bory gdzie robiliśmy sporo materiału na bloga i YT - ale już nadrabiamy i ogarniamy co trza i będziemy działać. Na dniach więcej fotek,relacji testów no i długo oczekiwany buszmen na tropie ;) A dziś tak na szybkości kilka fotek z planu zdjęciowego

Blahol BIG ONE nerka idealna?

 D ziś mała recenzja, a może i bardziej opis produktu polskiej manufaktury kurierskiej, bo chyba tak można mówić o firmie BLAHOL . Nerka Big One to najlepsza tego typu torba do jazdy rowerem, której używałem. Służy mi w mieście, na wycieczkach i służyła w trakcie pracy, gdy jeszcze jeździłem jako kurier rowerowy. Warto wspomnieć, że nie jest to zwykła mała nerka na EDC itd. To nerka olbrzymia, można rzec, że wątroba. Długo szukałem czegoś na tyle dużego, by zmieścić: książkę, dokumenty, pompkę, jakieś klucze/narzędzia, coś do jedzenia i doczepić hamak podczas krótkich wycieczek rowerowych, opcjonalnie miała też służyć do przewożenia aparatu razem z obiektywem 70-200! Szukałem, szukałem i znalazłem w ofercie firmy BLAHOL. Nerka BIG ONE daje radę w każdej powierzonej jej misji. Można wygodnie przewieźć cały podręczny majdan czy to nad tyłkiem, czy przekątnie na klacie niczym kołczan prawilności.  Napisałem do Blahola z kilkoma pytaniami - super kontakt, rozwiane wszelkie wątpl...