Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Domowy survival - recenzja bardzo subiektywna.

Domowy survival dostaliśmy chwilę przed wyprawą wzdłuż Wisły, po powrocie byłam mocno zabiegana, dlatego dopiero teraz mogłam ze spokojem usiąść do lektury. Znając jednego z autorów z kanału YouTube, zabrałam się do czytania z entuzjazmem zdobycia nowej wiedzy, ponieważ modnym dziś preppingiem interesowałam się mniej niż więcej. Dlaczego z każdą stroną coraz intensywniej zastanawiałam się po co ta książka została wydana i coraz bardziej szkoda mi było tego zmarnowanego papieru – odpowiedź poniżej.

Autorami książki są prowadzący bloga domowy-survival.pl. Na zamieszczane przez nich materiały od czasu do czasu zerkałam. Trzeba przyznać, że informacje podawane są przystępnie i nienajgorzej się ogląda. W moje życie co prawda wnoszą niewiele, ale laikowi mogą się przydać. Dlatego wersji papierowej postawiłam poprzeczkę wysoko.

Samo wydanie jest naprawdę fajne. Świetny format, podział na rozdziały i dobre zdjęcia do nich wprowadzające. Reszta zdjęć zawartych w książce niestety nie powala. Nie umknęło mojej uwadze również kilka błędów interpunkcyjnych, gramatycznych i literówek w redakcji (zboczenie zawodowe!).

Autorzy wyjaśniają kim jest prepper, jakie są trudne czasy, piszą o survivalowych potrzebach w domu i poza nim, wodzie, żywieniu, energii w domu, samochodzie w sytuacjach kryzysowych, zestawie przetrwania, bezpieczeństwie, rodzinie i ewakuacji, przytaczają scenariusze apokaliptyczne. Każdy rozdział składa się z kilku krótkich notek. Tak krótkich, że tylko zaznaczających podane tematy (rozumiem, że gdyby chcieć wszystko rozwinąć, powstałaby biblia survivalu, ale w takim razie po co w ogóle pisać o tak podstawowych sprawach?). Każdy, kto jako tako zajmuje się domem o wszystkim, o czym piszą autorzy już wie. Może tego nie praktykuje, ale wie (więc nie musi tracić czasu, żeby o tym czytać), że dla zabezpieczenia na wypadek braku wody powinien mieć jej zapas, alternatywne dla lampy źródło światła również, gdyby kiedyś musiał uciekać powinien być spakowany już dziś, wiedzieć gdzie może uciec i jak, zna też (mój ulubiony fragment) listę produktów, które można suszyć, kisić, marynować, myślę, że nawet dłuższą listę. 

Może to ja jednak za bardzo wierzę w ogarnięcie życiowe ludzi, a wtedy ta książka (jeśli padnie internet) ma sens. Mnie było naprawdę ciężko przez nią przebrnąć. Prawie 300 stron takiego pitu pitu… Poradnik wskazujący rzeczy oczywiste. Zdecydowanie lepiej przeglądać bloga autorów, do którego zresztą odsyłają czasem po jakiś konkret. Dla ciekawej lektury książkowej polecam raczej spojrzeć na inne publikacje, chociażby Gdy rozpęta się piekło Lundina czy pozycje Canterbury’ego, a z naszego gruntu na Dżunglę miasta Pałkiewicza.


Foka z buszu.

Komentarze

  1. To nie piłu piłu to taki pseudofachowy bełkot. Porównując do starszych książek polskich autorów to jest porażka i kreowanie się na kogoś kim się nie jest a bardzo by się chciało. Pozdrawiam świetny blog treściwy, ciekawy tworzony z pasją.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam Lundina, konkretna propozycja. Polecam tez ksiazke B.Grylsa o survivalu katastrof. Tak, ten celebryta napisal swietna ksiazke od odpalania samochodow bez kluczyka po drobne udogodnienia. Sam bylem w lekkim szoku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałem tą książkę, ale nic się z niej nie dowiedzialem czego bym już nie wiedział. I czytając fragment tej książki w którym jest napisane,że lepiej kupić broń i zrobić pozwolenie niż zastawiać pułapki na zwierzynę to lekka przesada ponieważ nie każdego stać na broń i zezwolenie na jej posiadanie, a pułapkę każdy może zrobić i złapać jakiegoś zwierza.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna grupa ludzi

Moja pierwsza linia EDC

N ie wiem jak wy ale ja bez noża czuję się nagi.  Zawsze mam przy sobie jednak poza tym warto nosić jeszcze parę przydatnych drobiazgów które znacznie ułatwiają życie a czasem mogą nam lub komuś uratować dupsko.  I tu idealną sprawą jest zestaw EDC-every day carry  czyli wszystko co dźwigamy codziennie.  Wariantów,wielkości i wielu innych pierdół jest tyle co nosicieli EDC każdy musi stworzyć wersję dostosowaną do swoich potrzeb. Mój jeśli wziąć wszystkie 3 linie to co mam w kieszeniach to co w ładownicy na pasie to co w plecaku/torbie  To można stwierdzić,że jest tego naprawdę sporo. No ale lepiej coś mieć niż potem żałować,ze się niema. Pierwsze 2 linie mam praktycznie codziennie przy sobie.  Wyjątek to moment gdy trzeba się wdziać w garnitur i wtedy wielkie ubolewanie,że nie mogę wziąć swoich zabawek. Na szczęście mam i na to sposób ale to będzie osobny post.   Trzecie linia to plecak z nieco większymi rzeczami-mam to wszystko często przy sobie ale nie zawsze. Wszystki

Karkonosze Noworocznie-relacja

N ajwyższy czas na relację z wypadu w Karkonosze-od powrotu minął już prawie tydzień a ja się obijam :P  Więc tak pomysł na ten wypad zrodził się po przejrzeniu katalogu jednej z firm outdoorowych-mianowicie jacka wolfskiego. Była tam opisana całkiem fajna wyrypa w Karkonosze z noclegiem w super wiacie. Pomyślałem ok Karkonosze 5/6 dni i może wyciągniemy(ten sam skład ekipy co zazwyczaj ;) trasę ok 100km. Oczywiście jak to zwykle bywa góry i natura zmuszają do modyfikacji planów i tak też ze 100km zostało 50 ale za to jakie warunki i przygody. Ale zaczniemy od początku. Tym razem zamiast autem pojechaliśmy pociągiem-tak swoja drogą nie wiem dlaczego odcinek 300km jedzie się ponad 8 godzin. No ale wracając do  wypadu koło 9 31 stycznia wylądowaliśmy w Szklarskiej-Porębie i od razu nie cackając się ruszyliśmy na Halę Szrenicką. Po drodze jeden postój i krótka pogawędka z innymi piechurami i dalej w drogę tuż  przed samą halą dogonił nas naprawdę spoko gościu(sorry zapomniałem imien