Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Masyw Śnieżnika i kozice (a właściwie ich brak).

Pierwsze podrygi zimy, wolny weekend, ładna pogoda - przynajmniej według prognoz - nic innego jak ruszyć na szlak. Pytanie, gdzie? Były różne propozycje, począwszy od Izer, poprzez Góry Złote, Bystrzyckie, ale ostatecznie padło na Masyw Śnieżnika, a konkretniej szczyt Średniak. Na Średniaku występują kozice, te same co w Tatrach. Przywędrowały z Czech w latach 70. i co ciekawe osiedliły się właśnie na Średniaku i niezbyt chętnie przemieszczają się gdzieś indziej. Zdobyły swoją górę i jej pilnują. Populacja szacowana jest na +/- 30 osobników, więc ani mało, ani dużo, szanse na spotkanie jakieś tam są ;)


Z takimi informacjami ochoczo jedziemy na fotołowy. Przyjeżdżamy wcześnie rano do Międzygórza i w błocie oraz pojedynczych kupkach śniegu ruszamy czerwonym szlakiem. Po drodze mamy okazję podziwiać piękne krajobrazy, wędrujemy dalej, aż docieramy do tablicy informacyjnej. Tu odbijamy ścieżką w bok i wędrując w coraz większym śniegu, przy pięknych widokach, obchodzimy Średniak.


Rozglądając się za kozicami, maszerujemy dalej, aż docieramy do bardzo stromego podejścia. Oblodzony stok, niestabilny śnieg, miejscami błoto, nie pozostaje nic jak przeć na przód z nadzieją, że jakaś kozica czeka na szczycie. Niestety mieliśmy okazję zobaczyć jedynie ich tropy i kupy. Na szczycie śniegu sporo, tropy tylko jelenia i pogarszająca się pogoda. Koniec widoków, silny wiatr, chmury, mgła i lekki opad deszczu. Kozic nie zaobserwowaliśmy, nawet tropów nie było, więc mozolnie w śniegu brniemy dalej.


Po kilku kilometrach docieramy do schroniska, ciepła herbatka, parszywa kiełba i dalej w trasę, już na kozice nie liczymy, ale ilość tropów jeleni nastraja optymistycznie. Wędrujemy najpierw niebieskim, by po pewnym czasie brodzenia w śnieżnej brei odbić w leśną drogę, która jeszcze była pokryta dziewiczym śniegiem. Przecieramy szlak i w ładnym, równym, i co ważne osłoniętym od wiatru i mżawko-śniegu miejscu postanawiamy przygotować obozowisko.
Rozwieszamy tarpa (thermotarpa, który jest jedną wielką porażką, ale o tym w filmiku), zbieramy opał i odpoczywamy. Zimowe biwaki cechują się tym, że większość czasu spędza się już po ciemku, więc drewna trzeba sporo przygotować - najlepiej 2-3x więcej niż nam się wydaje, że wystarczy ;)


Noc była całkiem przyjemna, przestało padać, temperatura spadła w okolice -10*C, a nad ranem przyjemne i rześkie -3-4*C. Koło północy jakieś stwory łaziły w pobliżu obozowiska, niestety nic nam się nie pokazało, jedynie słyszeliśmy ich obecność.
Rozpaliliśmy ognisko, opierdzieliliśmy śniadanko i w drogę - niestety już do cywilizacji.


Po kilkudziesięciu metrach docieramy dosłownie do zamrażarki, nagły przeskok temperatury, z rześkich -3 zrobiło się poniżej -10! Jednak po kilku kolejnych metrach zrobiło się już cieplej i w miarę schodzenia śnieg zamieniał się w błoto, które towarzyszyło nam już do samego końca. Nie schodziliśmy szlakiem, tylko przecinką w lesie, która na mapie wyglądała jak droga. Im dalej nią szliśmy tym było ciekawiej. Błoto, kamienie, krzaki, aż trafiliśmy na strumień, który nie dość, że kilka razy musieliśmy przejść, to momentami wędrowaliśmy jego korytem. Po przeprawie przez dziką dzicz docieramy do względnie dobrej drogi z której już widzimy parking i nasz buszmobil. Tak kończy się fotowyprawa na kozice. Wprawdzie kozic nie było, ale i tak było fajnie :)

A filmik już niedługo ;)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna grupa ludzi

Moja pierwsza linia EDC

N ie wiem jak wy ale ja bez noża czuję się nagi.  Zawsze mam przy sobie jednak poza tym warto nosić jeszcze parę przydatnych drobiazgów które znacznie ułatwiają życie a czasem mogą nam lub komuś uratować dupsko.  I tu idealną sprawą jest zestaw EDC-every day carry  czyli wszystko co dźwigamy codziennie.  Wariantów,wielkości i wielu innych pierdół jest tyle co nosicieli EDC każdy musi stworzyć wersję dostosowaną do swoich potrzeb. Mój jeśli wziąć wszystkie 3 linie to co mam w kieszeniach to co w ładownicy na pasie to co w plecaku/torbie  To można stwierdzić,że jest tego naprawdę sporo. No ale lepiej coś mieć niż potem żałować,ze się niema. Pierwsze 2 linie mam praktycznie codziennie przy sobie.  Wyjątek to moment gdy trzeba się wdziać w garnitur i wtedy wielkie ubolewanie,że nie mogę wziąć swoich zabawek. Na szczęście mam i na to sposób ale to będzie osobny post.   Trzecie linia to plecak z nieco większymi rzeczami-mam to wszystko często przy sobie ale nie zawsze. Wszystki

Karkonosze Noworocznie-relacja

N ajwyższy czas na relację z wypadu w Karkonosze-od powrotu minął już prawie tydzień a ja się obijam :P  Więc tak pomysł na ten wypad zrodził się po przejrzeniu katalogu jednej z firm outdoorowych-mianowicie jacka wolfskiego. Była tam opisana całkiem fajna wyrypa w Karkonosze z noclegiem w super wiacie. Pomyślałem ok Karkonosze 5/6 dni i może wyciągniemy(ten sam skład ekipy co zazwyczaj ;) trasę ok 100km. Oczywiście jak to zwykle bywa góry i natura zmuszają do modyfikacji planów i tak też ze 100km zostało 50 ale za to jakie warunki i przygody. Ale zaczniemy od początku. Tym razem zamiast autem pojechaliśmy pociągiem-tak swoja drogą nie wiem dlaczego odcinek 300km jedzie się ponad 8 godzin. No ale wracając do  wypadu koło 9 31 stycznia wylądowaliśmy w Szklarskiej-Porębie i od razu nie cackając się ruszyliśmy na Halę Szrenicką. Po drodze jeden postój i krótka pogawędka z innymi piechurami i dalej w drogę tuż  przed samą halą dogonił nas naprawdę spoko gościu(sorry zapomniałem imien