Tym razem wypad w miejsce bynajmniej nie buszmeńskie,przynajmniej nie z początku i w nieco innym składzie niż zwykle. Mianowicie Tatko musiał zająć się inną naszą fuchą (fotografia ślubna) przez co podczas tej eskapady go zabrakło. Natomiast ja i moja narzeczona Ania wybraliśmy się nad polskie morze z rowerkami, by po 2 dniach nad nim ruszyć gdzieś za bezkres Bałtyku. Wiem wiem,komu jak komu ale Bałtykowi daleko do bezkresu, no ale ładnie to brzmi i dla takiego szczura lądowego jak ja to naprawdę kawał akwenu. Najgorsze jest to,że wybrzeże w sezonie letnim to jakaś masakra,kupa ludzi a czasem wręcz bydła - kurka masakra, no survival dosłownie survival, to nie są warunki do życia. No ale co zrobić nasze morze ma też wiele ale to naprawdę wiele zalet -chociaż i tak pozostanę bardziej fanem gór.
Wracając do wypadu - rano jeszcze przed świtem pobudka,szybkie śniadanko i ogarniecie się i wskakujemy na nasze stalowe rumaki by po kilku minutach być na dworcu.
Swoją drogą pierwszy raz jechałem z rowerem PKP i to wcale nie takie straszne jak mi się wydawało wcześniej - ładne stojaki do podwieszenia roweru, które stabilnie i bezpiecznie trzymają rowery. Do tego wygodne kubełkowe fotele,klima,stoliczek i gniazdko z prądem - nosz standard bynajmniej nie pasujący do pociągów jakimi wcześniej jeździłem. I tak też w takich luksusach minęły nam 4 godziny jazdy,wysiadka na stacji końcowej Gdynia i dalej już o naszych siłach podróżowaliśmy.
Z dworca walimy prosto na Sopot, no może nie prosto,bo trafić tam tak lekko nie jest, no ale jakoś daliśmy radę - jak to mówią wszystko ma swoje + i - a tu wielkim plusem dla trójmiasta jest fakt,że mają bardzo fajnie przygotowane drogi rowerowe,dzięki czemu bezpiecznie dojechać można praktycznie wszędzie.
Nie wiem jak Wy ale ja nie pasuję do wybrzeża w sezonie, nie chodzi o to,że nie lubię wody itd. ale o tłumy ludzi no masakra ja naprawdę nie lubię tłumów, ludzi czasem też. A fakt,że nad morzem był to mój 3 raz to przed molo w Sopocie dobiły mnie tłumy ludzi i jeszcze coś. Chyba gorsze to było niż te tłumy, mianowicie bilety na molo. Nosz do jasnej Cisnej płacić za wejście na pomost!!!???? to ździebko posrane jak dla mnie. Oki robić interes na turystach spoko ale wpuszczać za kasę ludzi na kilka desek to przeginka,przynajmniej dla mnie. Jeszcze gdyby to było dosłownie symboliczne 2 zł a nie 7 :P
No jakby jeszcze ludzi nie było ale tam to hard człek na człeku - chociaż widok z końca molo faktycznie spoko. Poza widokiem fajna sprawa jeszcze możliwość zrobienia myślę,że spoko fotek wróblom - zresztą sami zobaczcie
I tak po ptasiej sesji udajemy się dalej pod krzywy domek - ciekawa sprawa,powyginana chata. Piękne to to nie jest ale dość ciekawe chociaż. Dalej walimy do parku i już wzdłuż wybrzeża do Orłowa. Jak na mnie (czytaj człek gór a nie morza) to to całe Orłowo spoko - ładne molo,spoko plaże i co ważne nie aż tyle ludzi!! ale dalej za dużo!!! W Orłowie mieliśmy okazję zobaczyć ławeczkę Antoniego Suchanka - lokals,marynista itd (więcej o nim w najbliższym BUSZMEN NA TROPIE) Z mola mogliśmy obserwować uczestników biegu komandosa a kawałek dalej domek w którym mieszkał Żeromski i podobno pisał Wiatr od morza - co ciekawe właśnie przez tę powieść nie dostał nagrody nobla!! Dalej już na moje szczęście skończyły się hordy turystów i kurorty a zaczęła dzicz, no może dzicz to przesadzone określenie no ale w porównaniu z Sopotem czy tym co było wcześniej Kępa Redłowska to dzika dzicz - rezerwat i to nie byle jaki, bo głównym jego celem jest ochrona bukowego lasu, jest to jeden z najstarszych rezerwatów w naszym kraju i ma klif ciągnący się na długość 600m!!! Piękna sprawa, fajna plaża,kiepskie dojście do wody bo po kamlotach ale dla mnie piko-belo- dosłownie nawet ja byłem w stanie na niej wytrzymać.
Pod samym klifem była okazja poobserwować kormorana który dosłownie pozował do zdjęć.
Super okazja do obserwacji tego fajnego gatunku,nie bał się kompletnie ludzi. No to spokojna zmiana obiektywu i można było focić efekty mega zadowalające jak dla mnie :) -dalej obiadek, troszku plażingu, nakręcenie materiału i heja dalej, nareszcie w to co buszmeny lubią najbardziej czyli w las. Rezerwat Kępa Redłowska to naprawdę fajny las,dziki,gęsty momentami ponury i mega pofałdowany. Teren z naprawdę wielkim potencjałem ale bardzo kiepsko oznaczony - chcieliśmy jeszcze zobaczyć stanowiska ogniowe z IIwś ale przez kiepskie oznaczenia nie udało nam się znaleźć. Gdyby to złe oznakowanie było jedynym problemem to luz,ale jeszcze by wydostać się z tego lasu (gdy już się zlokalizowaliśmy) to trza było wejść prawie że w pionie pchając rowery by dotrzeć do cywilizacji. i chyba po godzinie wspinaczki wyszliśmy na ulicę Kopernika - kurka tę ulice zapamiętam do końca życia!! Podczas wspinaczki,zawał,udar,skrzywienie psychiki i bóg jeden wie co jeszcze nam się przypałętało ale na szczycie to myślałem,że umrę, zresztą Ania podobnie.
Oczywiście na samym wtarganiu rowerów pod górę się nie mogło skończyć, jak na złość jeszcze przed nami wyrosły schody. Ale już za nimi było płasko i betonowo, swoją drogą nigdy się tak nie ucieszyłem z widoku asfaltu. Po złapaniu oddechu podjechaliśmy do sklepu z płazem w nazwie, gdzie zakupiliśmy zapasy i wodę na kolejny dzień i udaliśmy się do Wujka Ani na nockę - wielkie dzięki za gościnę,było mega przyjemnie i miło :)
Rano pobudka i dalej w trasę - plan na dziś : plażing i zwiedzenie portu.
To nie tracąc czasu lecimy na plażę ale bum,widzimy już bulwar nad morzem,wodę statki itd ale mamy problem i to nie lichy bo schody(zobaczycie w filmiku) cholera ja rozumiem jeszcze z rowerem damy radę jakoś zejść (chociaż rynienki na koło by si przydały)by dostać się na bulwar i plażę, ale osoby niepełnosprawne na wózku??!!! Kurka one to już mają problem, proponowałbym władzą pomyśleć i zrobić jakieś zjazdy dla wózków i rowerów - zawsze łatwiej i co ważniejsze milej by było mieć świadomość,że nie macie niepełnosprawnych i rowerzystów w pompie.
No ale po kilkudziesięciu stopniach walki i to nie równej, bardzo nie równej!! Udało się zejść na bulwar i kilka metrów dalej na plażę - uwaga uwaga bez ludzi!!! Aż sam się zdziwiłem,że nie było ludzisk, można było miło spędzić czas. Oczywiście nic co piękne nie trwa wiecznie i po jakimś czasie zwaliły się tłumy, to my strategicznie wycof i w drodze do portu zahaczamy o festiwal food-tracków - polecam te auta z jedzonkiem, dobre żarcie,może nie najtańsze ale mega dobre. Ja burgera 100% wołowiny wszamałem a Ania zapiekankę,nie byle jaką bo półmetrową!! No polecamy takie żarcie,trudno nie polecić jak pyszne jest, warto w takim zjeść zwłaszcza jak jesteśmy na jakimś tripie, bo raz co sobie mamy żałować a dwa na rowerze warto się naszamać ile wlezie i tak to spalimy pedałując ;)
To obżarci ruszyliśmy do portu by zobaczyć Dar Pomorza oraz ORP Błyskawicę. Oczywiście tłumy ludzi nie ułatwiały zrobienia dobrych fotek jak i brak szerokiego kąta w asortymencie sprzętu foto jaki miałem, no ale co można zrobić,trza sobie jakoś radę dać. Po kilku fotkach ruszyliśmy dalej po porcie i co najlepsze pod jego koniec odkryłem pomnik Josepha Conrada, wybitnego pisarza po którym mam imię :D Taki zbieg okoliczności no i mus zrobienia sobie zdjecia z imiennikiem :)
Dalej jedziemy już do portu a właściwie terminalu promowego - droga zwyczajna,nic ciekawego,zadupie jakich mało i tyle. No może kilka ładnych czy ciekawych budynków o sędziwym wieku minęliśmy i to wsio z ciekawostek podczas tej drogi. Po jakichś 8km jak nie lepiej dojechaliśmy na miejsce. Odebraliśmy karty pokładowe na terminalu,i w oczekiwaniu na wpuszczenie za płot na odprawę zrobiłem sobie budyń, bo nie da się ukryć,że perspektywa całej nocy na morzu i jedzenia dopiero rano jakoś mega mnie nie pociągała. Co tam wcale a wcale mnie nie pociągała . Ja jem, a wraz ze znikaniem budyniu ilość rowerzystów rośnie i rośnie. A po pewnym czasie brama się otworzyła i wbiliśmy na keje. Tam jeszcze chwila oczekiwania,no może nie taka chwila i w końcu wchodzimy na pokład promu.
Rowerki zabezpieczyć i szybko do kajuty ogarnąć się i połazić po pokładach i rozkminić gdzie co jest, w końcu prom to nie byle co,mały nie jest. Widoki na rozświetlony port super a jak już odpłynęliśmy od brzegu widok na nabrzeże cud miód malina no bajka, żyć podziwiać nie umierać. A sam rejs był.............................. reszta w kolejnej części relacji i filmiku ;)
Wracając do wypadu - rano jeszcze przed świtem pobudka,szybkie śniadanko i ogarniecie się i wskakujemy na nasze stalowe rumaki by po kilku minutach być na dworcu.
Swoją drogą pierwszy raz jechałem z rowerem PKP i to wcale nie takie straszne jak mi się wydawało wcześniej - ładne stojaki do podwieszenia roweru, które stabilnie i bezpiecznie trzymają rowery. Do tego wygodne kubełkowe fotele,klima,stoliczek i gniazdko z prądem - nosz standard bynajmniej nie pasujący do pociągów jakimi wcześniej jeździłem. I tak też w takich luksusach minęły nam 4 godziny jazdy,wysiadka na stacji końcowej Gdynia i dalej już o naszych siłach podróżowaliśmy.
Z dworca walimy prosto na Sopot, no może nie prosto,bo trafić tam tak lekko nie jest, no ale jakoś daliśmy radę - jak to mówią wszystko ma swoje + i - a tu wielkim plusem dla trójmiasta jest fakt,że mają bardzo fajnie przygotowane drogi rowerowe,dzięki czemu bezpiecznie dojechać można praktycznie wszędzie.
Nie wiem jak Wy ale ja nie pasuję do wybrzeża w sezonie, nie chodzi o to,że nie lubię wody itd. ale o tłumy ludzi no masakra ja naprawdę nie lubię tłumów, ludzi czasem też. A fakt,że nad morzem był to mój 3 raz to przed molo w Sopocie dobiły mnie tłumy ludzi i jeszcze coś. Chyba gorsze to było niż te tłumy, mianowicie bilety na molo. Nosz do jasnej Cisnej płacić za wejście na pomost!!!???? to ździebko posrane jak dla mnie. Oki robić interes na turystach spoko ale wpuszczać za kasę ludzi na kilka desek to przeginka,przynajmniej dla mnie. Jeszcze gdyby to było dosłownie symboliczne 2 zł a nie 7 :P
No jakby jeszcze ludzi nie było ale tam to hard człek na człeku - chociaż widok z końca molo faktycznie spoko. Poza widokiem fajna sprawa jeszcze możliwość zrobienia myślę,że spoko fotek wróblom - zresztą sami zobaczcie
I tak po ptasiej sesji udajemy się dalej pod krzywy domek - ciekawa sprawa,powyginana chata. Piękne to to nie jest ale dość ciekawe chociaż. Dalej walimy do parku i już wzdłuż wybrzeża do Orłowa. Jak na mnie (czytaj człek gór a nie morza) to to całe Orłowo spoko - ładne molo,spoko plaże i co ważne nie aż tyle ludzi!! ale dalej za dużo!!! W Orłowie mieliśmy okazję zobaczyć ławeczkę Antoniego Suchanka - lokals,marynista itd (więcej o nim w najbliższym BUSZMEN NA TROPIE) Z mola mogliśmy obserwować uczestników biegu komandosa a kawałek dalej domek w którym mieszkał Żeromski i podobno pisał Wiatr od morza - co ciekawe właśnie przez tę powieść nie dostał nagrody nobla!! Dalej już na moje szczęście skończyły się hordy turystów i kurorty a zaczęła dzicz, no może dzicz to przesadzone określenie no ale w porównaniu z Sopotem czy tym co było wcześniej Kępa Redłowska to dzika dzicz - rezerwat i to nie byle jaki, bo głównym jego celem jest ochrona bukowego lasu, jest to jeden z najstarszych rezerwatów w naszym kraju i ma klif ciągnący się na długość 600m!!! Piękna sprawa, fajna plaża,kiepskie dojście do wody bo po kamlotach ale dla mnie piko-belo- dosłownie nawet ja byłem w stanie na niej wytrzymać.
Pod samym klifem była okazja poobserwować kormorana który dosłownie pozował do zdjęć.
Super okazja do obserwacji tego fajnego gatunku,nie bał się kompletnie ludzi. No to spokojna zmiana obiektywu i można było focić efekty mega zadowalające jak dla mnie :) -dalej obiadek, troszku plażingu, nakręcenie materiału i heja dalej, nareszcie w to co buszmeny lubią najbardziej czyli w las. Rezerwat Kępa Redłowska to naprawdę fajny las,dziki,gęsty momentami ponury i mega pofałdowany. Teren z naprawdę wielkim potencjałem ale bardzo kiepsko oznaczony - chcieliśmy jeszcze zobaczyć stanowiska ogniowe z IIwś ale przez kiepskie oznaczenia nie udało nam się znaleźć. Gdyby to złe oznakowanie było jedynym problemem to luz,ale jeszcze by wydostać się z tego lasu (gdy już się zlokalizowaliśmy) to trza było wejść prawie że w pionie pchając rowery by dotrzeć do cywilizacji. i chyba po godzinie wspinaczki wyszliśmy na ulicę Kopernika - kurka tę ulice zapamiętam do końca życia!! Podczas wspinaczki,zawał,udar,skrzywienie psychiki i bóg jeden wie co jeszcze nam się przypałętało ale na szczycie to myślałem,że umrę, zresztą Ania podobnie.
Oczywiście na samym wtarganiu rowerów pod górę się nie mogło skończyć, jak na złość jeszcze przed nami wyrosły schody. Ale już za nimi było płasko i betonowo, swoją drogą nigdy się tak nie ucieszyłem z widoku asfaltu. Po złapaniu oddechu podjechaliśmy do sklepu z płazem w nazwie, gdzie zakupiliśmy zapasy i wodę na kolejny dzień i udaliśmy się do Wujka Ani na nockę - wielkie dzięki za gościnę,było mega przyjemnie i miło :)
Rano pobudka i dalej w trasę - plan na dziś : plażing i zwiedzenie portu.
To nie tracąc czasu lecimy na plażę ale bum,widzimy już bulwar nad morzem,wodę statki itd ale mamy problem i to nie lichy bo schody(zobaczycie w filmiku) cholera ja rozumiem jeszcze z rowerem damy radę jakoś zejść (chociaż rynienki na koło by si przydały)by dostać się na bulwar i plażę, ale osoby niepełnosprawne na wózku??!!! Kurka one to już mają problem, proponowałbym władzą pomyśleć i zrobić jakieś zjazdy dla wózków i rowerów - zawsze łatwiej i co ważniejsze milej by było mieć świadomość,że nie macie niepełnosprawnych i rowerzystów w pompie.
No ale po kilkudziesięciu stopniach walki i to nie równej, bardzo nie równej!! Udało się zejść na bulwar i kilka metrów dalej na plażę - uwaga uwaga bez ludzi!!! Aż sam się zdziwiłem,że nie było ludzisk, można było miło spędzić czas. Oczywiście nic co piękne nie trwa wiecznie i po jakimś czasie zwaliły się tłumy, to my strategicznie wycof i w drodze do portu zahaczamy o festiwal food-tracków - polecam te auta z jedzonkiem, dobre żarcie,może nie najtańsze ale mega dobre. Ja burgera 100% wołowiny wszamałem a Ania zapiekankę,nie byle jaką bo półmetrową!! No polecamy takie żarcie,trudno nie polecić jak pyszne jest, warto w takim zjeść zwłaszcza jak jesteśmy na jakimś tripie, bo raz co sobie mamy żałować a dwa na rowerze warto się naszamać ile wlezie i tak to spalimy pedałując ;)
To obżarci ruszyliśmy do portu by zobaczyć Dar Pomorza oraz ORP Błyskawicę. Oczywiście tłumy ludzi nie ułatwiały zrobienia dobrych fotek jak i brak szerokiego kąta w asortymencie sprzętu foto jaki miałem, no ale co można zrobić,trza sobie jakoś radę dać. Po kilku fotkach ruszyliśmy dalej po porcie i co najlepsze pod jego koniec odkryłem pomnik Josepha Conrada, wybitnego pisarza po którym mam imię :D Taki zbieg okoliczności no i mus zrobienia sobie zdjecia z imiennikiem :)
no podobieństwo jak ta lala ;) |
Dalej jedziemy już do portu a właściwie terminalu promowego - droga zwyczajna,nic ciekawego,zadupie jakich mało i tyle. No może kilka ładnych czy ciekawych budynków o sędziwym wieku minęliśmy i to wsio z ciekawostek podczas tej drogi. Po jakichś 8km jak nie lepiej dojechaliśmy na miejsce. Odebraliśmy karty pokładowe na terminalu,i w oczekiwaniu na wpuszczenie za płot na odprawę zrobiłem sobie budyń, bo nie da się ukryć,że perspektywa całej nocy na morzu i jedzenia dopiero rano jakoś mega mnie nie pociągała. Co tam wcale a wcale mnie nie pociągała . Ja jem, a wraz ze znikaniem budyniu ilość rowerzystów rośnie i rośnie. A po pewnym czasie brama się otworzyła i wbiliśmy na keje. Tam jeszcze chwila oczekiwania,no może nie taka chwila i w końcu wchodzimy na pokład promu.
Rowerki zabezpieczyć i szybko do kajuty ogarnąć się i połazić po pokładach i rozkminić gdzie co jest, w końcu prom to nie byle co,mały nie jest. Widoki na rozświetlony port super a jak już odpłynęliśmy od brzegu widok na nabrzeże cud miód malina no bajka, żyć podziwiać nie umierać. A sam rejs był.............................. reszta w kolejnej części relacji i filmiku ;)
Komentarze
Prześlij komentarz