No i przyszedł czas na relację z tropienia w TATRACH. Sam pomysł na wyjazd w te prawdziwe góry narodził się już jakieś pół roku temu i co ważne nie był to wyjazd kierowany chęcią zdobycia jakiegoś szczytu, jak to w większość wypadów w tatry, ale głównym celem wyjazdu było zrobienie zdjęć niedźwiedzia. Tak tak pojechaliśmy w góry specjalnie po zwierzaka a nie by se po prostu połazić. Bo łazić to każdy by łaził, a zdjęć robić to nie ma komu
No i tyle by było wstępu, w miniony weekend a właściwie już w piątek rano zameldowaliśmy się w Zakopcu na polu campingowym. Tam rozbicie namiotu, chwila odpoczynku po całej nocy w drodze i szybko na busa i dalej już z buta szlakiem. Z prognoz pogody wynikało, że najprawdopodobniej tylko piątek będzie ładny a sobota upłynie pod znakiem ulew i burz. Mało optymistycznie się zapowiada to trza działaś póki mamy okno. To też stwierdziliśmy, że cały plan na złapanie w kadr misia i nakręcenie materiału do buszmen na tropie musimy zrealizować w jeden dzień!! Czy się udało? przekonacie się niedługo.
Na sam początek podejście pod Murowaniec, zbierając mozolnie wysokość dostaliśmy info, że pod Kasprowym są świstaki. No to już pierwsza dobra informacja, a dosłownie chwilę później postój w super miejscu z widokiem na Giewont a tam w dole istny koncert, który zafundowały nam zakochane jelenie - no nie mogło być lepszego znaku zwiastującego dobry dzień dla fotografa na tropie.
Dalej mijamy stację meteorologiczną i udajemy się prosto na Czarny staw Gąsienicowy. Tam dłuższy postój, kręcenie porad outdoorowych i foto jak i zrobienie sobie czegoś do jedzonka (klasyka na szlaku zupka chińska z kabanosem) po solidnym odpoczynku, uderzamy dalej czarnym szlakiem. Prawie, że w pionie wspinamy się, łykamy kolejne metry aż tu gdy jesteśmy w połowie podejścia słyszymy nadlatujące śmigło. No to dzięki akcji ratunkowej TOPR-u mamy chwilę na odpoczynek i obserwacje jak to chłopaki ściągają kogoś z ORLEJ. Chwile popatrzyliśmy,pokręciliśmy i pofociliśmy no ale ile można, więc znów mozolnie pod górkę zaczęliśmy się wspinać.
Po chwili dochodzimy pod rozgałęzienie szlaku przy głównym podejściu na Kościelec. Tu chwila odsapnięcia i schodzimy nad międzyinnymi Zielony Staw. I gdy tak sobie wędrujemy, obserwujemy i mijamy kolejnych turystów, aż tu nagle ktoś mówi do nas- tam na dole są dwa niedźwiadki.(stawiam,że wielkie aparaty w dłoniach robią swoje i dlatego zagaili, że są misie) My tu z perspektywą, że już nic nie będzie i dupa z niedźwiedzi dostajemy takie info i od razu pełne doładowanie i rura na dół ku przygodzie!!
Mijamy kolejnych turystów i pytamy:
-Widzieliście miśki?
-Taa!! Tam za stawem, dwa małe się bawiły.
- A ile temu?
-Jakąś godzinę.
My na to oki dzięki i troszku osowiali, że pewno już sobie poszły ruszamy dalej cały czas rozglądając się i lustrując otoczenie czy jednak gdzieś może jeszcze jakiś misiek siedzi.
I tak idziemy i idziemy coraz ciemniej się robi, miśków jak nie było tak nie ma. Dochodzimy do końca doliny i dupa, no nie ma ani odrobiny niedźwiedzia!! I z nastawieniem, że się nie uda zrealizować planu. W zasadzie pogodzeni z porażką coś tam do siebie mówimy a ja tak od niechcenia rzuciłem ostatni raz wzrokiem po otaczających polankach i bum!! Coś widzę!!! Jakieś 200/300metórw od nas jest coś brązowego jest!!!!!! Oko do aparatu, zoom na ful i nic innego jak miś skubiący jagódki mi się objawia w kadrze!!! Co tam miś prawdziwy sukinkot, potężny niedźwiad a nie jakiś miś. Szybkie rozstawienie statywu oraz innego majdanu. I niezwłocznie przystępujemy do pracy, strzelamy zdjęcie za zdjęciem, kręcimy kadr za kadrem. Po jakiś 40 min obserwacji i focenia stwierdzamy oki można iść już dalej. To co chcieliśmy mamy a i chłodno zaczęło się robić no i późno już to trza iść dalej. A zanim pójdziemy dalej łapcie trochę fotek niedźwiedzia.
No i ruszyliśmy na Kasprowy, po iluś dłużących się w nieskończoność minutach, już w szarówce przy coraz silniejszym wietrze zdobyliśmy stacje meteorologiczną. Ale gdyby atrakcji było mało jeszcze kozice nam się napatoczyły przed obiektyw!!! Obowiązkowe zdjęcia i dalej ku naszemu schronieniu, teoretycznie 2 godziny powinno nam zająć zejście do zakopanego, a jak możecie się spodziewać zajęło nam to trochę więcej a dokładnie jeszcze raz tyle. I idąc już po ciemku, zataczając się momentami i mając różne dziwne omamy (np. gadałem z psem narzeczonej, który okazał się korzeniem) doszliśmy krótko przed 24 do namiotu. Tego dnia zrobiliśmy 24km po górach, mega dużo w pionie a cała trasa zajęła nam +/- 15 godzin intensywnego marszu. Gdy dodamy do tego całą noc w aucie to nie ma co się dziwić, że byliśmy wykończeni i wręcz martwi. Stawiam, że jak już doszliśmy do namiotu to wyglądaliśmy jak zombie z buszu a nie ludzie :P Wejście, które bardziej wpełźnięcie przypominało- do śpiworów i sen zabrał nas szybciej niż się spodziewaliśmy. Ale co najważniejsze szczęśliwi z pełnego sukcesu tego dnia nastawiliśmy się, że w sobotę śpimy ile się da. A jak pogoda pozwoli to jeszcze gdzieś skoczymy. Ale bez spiny bo plan zrealizowany w 100% albo i w 102 ;)
I tak też wyspani wstajemy rano, dobra nie takie rano jak na biwak bo po 9 i oczywiście jaka pogoda? Leje,pada i powódź istna się zapowiada, a gdyby tego było mało to jeszcze przez lekko uchylone wejście naciekło mi wody na śpiwór, a tyle napadało, że pod namiotem mieliśmy potok, no dosłownie górski strumień.(więcej zobaczycie w najbliższym BUSZMEN NA TROPIE) Tak też cały ale to dosłownie cały dzień przesiedzieliśmy przy namiocie. Więc tu nic ciekawego do opisywania nie ma. Kolejna nocka minęła całkiem przyjemnie, wczesna pobudka by jeszcze przed 8 wyjechać do domu.
I tak też się skończyło to tropienie. Pełen sukces,super przygoda i kolejne góry które zajęły miejsce w moim sercu ;) A już za kilka dni filmik ;)
No i tyle by było wstępu, w miniony weekend a właściwie już w piątek rano zameldowaliśmy się w Zakopcu na polu campingowym. Tam rozbicie namiotu, chwila odpoczynku po całej nocy w drodze i szybko na busa i dalej już z buta szlakiem. Z prognoz pogody wynikało, że najprawdopodobniej tylko piątek będzie ładny a sobota upłynie pod znakiem ulew i burz. Mało optymistycznie się zapowiada to trza działaś póki mamy okno. To też stwierdziliśmy, że cały plan na złapanie w kadr misia i nakręcenie materiału do buszmen na tropie musimy zrealizować w jeden dzień!! Czy się udało? przekonacie się niedługo.
Na sam początek podejście pod Murowaniec, zbierając mozolnie wysokość dostaliśmy info, że pod Kasprowym są świstaki. No to już pierwsza dobra informacja, a dosłownie chwilę później postój w super miejscu z widokiem na Giewont a tam w dole istny koncert, który zafundowały nam zakochane jelenie - no nie mogło być lepszego znaku zwiastującego dobry dzień dla fotografa na tropie.
Dalej mijamy stację meteorologiczną i udajemy się prosto na Czarny staw Gąsienicowy. Tam dłuższy postój, kręcenie porad outdoorowych i foto jak i zrobienie sobie czegoś do jedzonka (klasyka na szlaku zupka chińska z kabanosem) po solidnym odpoczynku, uderzamy dalej czarnym szlakiem. Prawie, że w pionie wspinamy się, łykamy kolejne metry aż tu gdy jesteśmy w połowie podejścia słyszymy nadlatujące śmigło. No to dzięki akcji ratunkowej TOPR-u mamy chwilę na odpoczynek i obserwacje jak to chłopaki ściągają kogoś z ORLEJ. Chwile popatrzyliśmy,pokręciliśmy i pofociliśmy no ale ile można, więc znów mozolnie pod górkę zaczęliśmy się wspinać.
Mijamy kolejnych turystów i pytamy:
-Widzieliście miśki?
-Taa!! Tam za stawem, dwa małe się bawiły.
- A ile temu?
-Jakąś godzinę.
My na to oki dzięki i troszku osowiali, że pewno już sobie poszły ruszamy dalej cały czas rozglądając się i lustrując otoczenie czy jednak gdzieś może jeszcze jakiś misiek siedzi.
I tak idziemy i idziemy coraz ciemniej się robi, miśków jak nie było tak nie ma. Dochodzimy do końca doliny i dupa, no nie ma ani odrobiny niedźwiedzia!! I z nastawieniem, że się nie uda zrealizować planu. W zasadzie pogodzeni z porażką coś tam do siebie mówimy a ja tak od niechcenia rzuciłem ostatni raz wzrokiem po otaczających polankach i bum!! Coś widzę!!! Jakieś 200/300metórw od nas jest coś brązowego jest!!!!!! Oko do aparatu, zoom na ful i nic innego jak miś skubiący jagódki mi się objawia w kadrze!!! Co tam miś prawdziwy sukinkot, potężny niedźwiad a nie jakiś miś. Szybkie rozstawienie statywu oraz innego majdanu. I niezwłocznie przystępujemy do pracy, strzelamy zdjęcie za zdjęciem, kręcimy kadr za kadrem. Po jakiś 40 min obserwacji i focenia stwierdzamy oki można iść już dalej. To co chcieliśmy mamy a i chłodno zaczęło się robić no i późno już to trza iść dalej. A zanim pójdziemy dalej łapcie trochę fotek niedźwiedzia.
No i ruszyliśmy na Kasprowy, po iluś dłużących się w nieskończoność minutach, już w szarówce przy coraz silniejszym wietrze zdobyliśmy stacje meteorologiczną. Ale gdyby atrakcji było mało jeszcze kozice nam się napatoczyły przed obiektyw!!! Obowiązkowe zdjęcia i dalej ku naszemu schronieniu, teoretycznie 2 godziny powinno nam zająć zejście do zakopanego, a jak możecie się spodziewać zajęło nam to trochę więcej a dokładnie jeszcze raz tyle. I idąc już po ciemku, zataczając się momentami i mając różne dziwne omamy (np. gadałem z psem narzeczonej, który okazał się korzeniem) doszliśmy krótko przed 24 do namiotu. Tego dnia zrobiliśmy 24km po górach, mega dużo w pionie a cała trasa zajęła nam +/- 15 godzin intensywnego marszu. Gdy dodamy do tego całą noc w aucie to nie ma co się dziwić, że byliśmy wykończeni i wręcz martwi. Stawiam, że jak już doszliśmy do namiotu to wyglądaliśmy jak zombie z buszu a nie ludzie :P Wejście, które bardziej wpełźnięcie przypominało- do śpiworów i sen zabrał nas szybciej niż się spodziewaliśmy. Ale co najważniejsze szczęśliwi z pełnego sukcesu tego dnia nastawiliśmy się, że w sobotę śpimy ile się da. A jak pogoda pozwoli to jeszcze gdzieś skoczymy. Ale bez spiny bo plan zrealizowany w 100% albo i w 102 ;)
I tak też wyspani wstajemy rano, dobra nie takie rano jak na biwak bo po 9 i oczywiście jaka pogoda? Leje,pada i powódź istna się zapowiada, a gdyby tego było mało to jeszcze przez lekko uchylone wejście naciekło mi wody na śpiwór, a tyle napadało, że pod namiotem mieliśmy potok, no dosłownie górski strumień.(więcej zobaczycie w najbliższym BUSZMEN NA TROPIE) Tak też cały ale to dosłownie cały dzień przesiedzieliśmy przy namiocie. Więc tu nic ciekawego do opisywania nie ma. Kolejna nocka minęła całkiem przyjemnie, wczesna pobudka by jeszcze przed 8 wyjechać do domu.
I tak też się skończyło to tropienie. Pełen sukces,super przygoda i kolejne góry które zajęły miejsce w moim sercu ;) A już za kilka dni filmik ;)
Fajne zdobycze na zdjęciach. Pogoda też rewelacyjna. Ja będę w tych rejonach (nocleg w Murowańcu) 6,7,8 październik. Jak ja bym chciał taką pogodę jak u ciebie na fotkach.
OdpowiedzUsuńA ja w tym czasie będę w Izerach. I też życzyłbym sobie taką aurę jak diabli :)
UsuńP.S. Gratuluję wypadu Konrad. Świetne foty.