Dziś nieco kontrowersyjnie będzie. Bo czy nóż jest nam niezbędny? Otóż według mnie, nie. Oczywiście lubię, wręcz uwielbiam wszelkie ostrza, i te małe, i te duże, te klasyczne i futurystyczne, ale zdaję sobie jednocześnie sprawę, że często bardziej chodzi o to, by nóż mieć niż rzeczywiście potrzebować.
Oczywiście nigdy nie wybrałbym się w teren bez ostrza, chociażby zwykłego scyzoryka i nikomu nie polecam ruszać gołym na szlak. Ale tak naprawdę często noże noszone w teren są zdecydowanie nieporęczne i nie dostosowane do używania w jakikolwiek sposób, jedyny plus to tyle, że fajnie wyglądają. Takim przykładem może być sławny w środowisku CS G-tanto czy też noże typu rambo.
Bardziej na tę rozkminę, że nóż nie jest niezbędny natchnęła mnie myśl, że przecież w momencie prawdziwego survivalu na 99% nie będziemy mieli przy sobie nic. Bo jak wiadomo złe spotyka nas w najmniej oczekiwanym momencie i najprawdopodobniej nic nie będziemy mieli przy sobie lub stracimy cały szpej w momencie, gdy najbardziej będzie nam ten nóż potrzebny, jednak ze spokojem można go jakoś zastąpić lub obyć się bez niego.
Więc można powiedzieć, że nóż nie jest niezbędny, bo najprawdopodobniej w razie W go nie będziemy mieć. Tak samo często noże zabierane, zwłaszcza przez początkujących survivalowców, to noże które nadają się tylko do leżenia na półce - albo tandetna jakość, albo wielkie prawie maczety targane na weekendowy wypad, gdzie mały vicek by wystarczył. A taką wielką kosą nie zrobimy tak naprawdę nic, co najwyżej sobie samemu kuku. Czyli zabierając taką pseudo użyteczną maczetę też jesteśmy tak jakby bez noża, bo życzę powodzenia w smarowaniu chleba masłem nożem o długim na 30 cm ostrzu.
Jednak tak jak już pisałem, warto starać się zawsze mieć nóż przy tyłku czy w kieszeni, a chociażby nawet w plecaku. Kiedyś już o idealnych parametrach noża pisałem, ale tak dla przypomnienia, uniwersalny nóż do turystyki, survivalu, bushcraftu itd. ma ostrze długie na +/- 10 cm, rękojeść podobnie, prosta krawędź tnąca bez jakichś ząbków itd.
No tak, niby nóż możemy stracić lub go nie mieć w sytuacji awaryjnej.
Ale przecież, jest to podstawowe narzędzie, wręcz "niezbędne" do przetrwania. Wielu "survivalowców" uważa, że bez noża nie da się przetrwać - tak, tak, na kilku stronach www i nie tylko, bo nawet na szkoleniach można się spotkać z takim stwierdzeniem.
I tak jak się zgodzę z faktem, że nóż jest bardzo przydatny i pomocny w przetrwaniu, to nie dam sobie wmówić, że jest niezbędny i niezastąpiony. Sam ze swojego doświadczenia wiem, że niejeden wyjazd nawet na kilka dni w teren, z biwakiem, ogniskiem itd. można zrealizować bez noża. Na kilku takich wyjazdach nie użyłem ani razu noża. Fakt, miałem go, ale nie używałem, bo nie był potrzebny!! I uczyłem się żyć bez niego.
Bo tak naprawdę wiele rzeczy zrobimy rękoma lub możemy nóż zaimprowizować, chociażby z kamienia, puszki itd., np. linę możemy przeciąć tą samą liną. Patyki połamiemy na kolanie, a grubsze między drzewami lub je przepalimy, korę z brzozy ściągniemy palcami itd.
Tak więc większość rzeczy możemy zrobić gołymi dłońmi bez jakichkolwiek narzędzi. To tylko kilka sytuacji czy momentów w których możemy się obyć bez noża lub posłużyć się improwizowanym ostrzem, owszem nie będzie to na tyle wygodne jak normalne noże jak Mora, Hultafors, CS itd. Ale jak widać nie są one niezastąpione.
I to na tyle, jeśli chodzi o tę rozkminę, niby nic nowego, każdy kto ma trochę lasu, pól itd. na koncie, to o tym wie, że nóż to nie wszystko, bo głowa jest najważniejsza ;)
Oczywiście nigdy nie wybrałbym się w teren bez ostrza, chociażby zwykłego scyzoryka i nikomu nie polecam ruszać gołym na szlak. Ale tak naprawdę często noże noszone w teren są zdecydowanie nieporęczne i nie dostosowane do używania w jakikolwiek sposób, jedyny plus to tyle, że fajnie wyglądają. Takim przykładem może być sławny w środowisku CS G-tanto czy też noże typu rambo.
Bardziej na tę rozkminę, że nóż nie jest niezbędny natchnęła mnie myśl, że przecież w momencie prawdziwego survivalu na 99% nie będziemy mieli przy sobie nic. Bo jak wiadomo złe spotyka nas w najmniej oczekiwanym momencie i najprawdopodobniej nic nie będziemy mieli przy sobie lub stracimy cały szpej w momencie, gdy najbardziej będzie nam ten nóż potrzebny, jednak ze spokojem można go jakoś zastąpić lub obyć się bez niego.
Więc można powiedzieć, że nóż nie jest niezbędny, bo najprawdopodobniej w razie W go nie będziemy mieć. Tak samo często noże zabierane, zwłaszcza przez początkujących survivalowców, to noże które nadają się tylko do leżenia na półce - albo tandetna jakość, albo wielkie prawie maczety targane na weekendowy wypad, gdzie mały vicek by wystarczył. A taką wielką kosą nie zrobimy tak naprawdę nic, co najwyżej sobie samemu kuku. Czyli zabierając taką pseudo użyteczną maczetę też jesteśmy tak jakby bez noża, bo życzę powodzenia w smarowaniu chleba masłem nożem o długim na 30 cm ostrzu.
Jednak tak jak już pisałem, warto starać się zawsze mieć nóż przy tyłku czy w kieszeni, a chociażby nawet w plecaku. Kiedyś już o idealnych parametrach noża pisałem, ale tak dla przypomnienia, uniwersalny nóż do turystyki, survivalu, bushcraftu itd. ma ostrze długie na +/- 10 cm, rękojeść podobnie, prosta krawędź tnąca bez jakichś ząbków itd.
No tak, niby nóż możemy stracić lub go nie mieć w sytuacji awaryjnej.
Ale przecież, jest to podstawowe narzędzie, wręcz "niezbędne" do przetrwania. Wielu "survivalowców" uważa, że bez noża nie da się przetrwać - tak, tak, na kilku stronach www i nie tylko, bo nawet na szkoleniach można się spotkać z takim stwierdzeniem.
I tak jak się zgodzę z faktem, że nóż jest bardzo przydatny i pomocny w przetrwaniu, to nie dam sobie wmówić, że jest niezbędny i niezastąpiony. Sam ze swojego doświadczenia wiem, że niejeden wyjazd nawet na kilka dni w teren, z biwakiem, ogniskiem itd. można zrealizować bez noża. Na kilku takich wyjazdach nie użyłem ani razu noża. Fakt, miałem go, ale nie używałem, bo nie był potrzebny!! I uczyłem się żyć bez niego.
Bo tak naprawdę wiele rzeczy zrobimy rękoma lub możemy nóż zaimprowizować, chociażby z kamienia, puszki itd., np. linę możemy przeciąć tą samą liną. Patyki połamiemy na kolanie, a grubsze między drzewami lub je przepalimy, korę z brzozy ściągniemy palcami itd.
Tak więc większość rzeczy możemy zrobić gołymi dłońmi bez jakichkolwiek narzędzi. To tylko kilka sytuacji czy momentów w których możemy się obyć bez noża lub posłużyć się improwizowanym ostrzem, owszem nie będzie to na tyle wygodne jak normalne noże jak Mora, Hultafors, CS itd. Ale jak widać nie są one niezastąpione.
I to na tyle, jeśli chodzi o tę rozkminę, niby nic nowego, każdy kto ma trochę lasu, pól itd. na koncie, to o tym wie, że nóż to nie wszystko, bo głowa jest najważniejsza ;)
Nozy typu Rambo nie używa się od 90 roku, od kiedy nawet na odpustach ich kupić się praktycznie nie da. To ze noża nie musiałeś używać wynika z tego, że miałeś to szczęścicie. Czasami bardziej jest praktyczny w mieście.
OdpowiedzUsuńnie używa? Dalej widzę mnóstwo początkujących survivalowców którzy używają takich ala rambo itd. Z kupieniem takich noży wielkiego problemu nie ma z tego co zaobserwowałem. I nie nazwałbym tego szczęściem ;) I fakt często w mieście nóż jest bardziej przydatny jak w terenie - ot taki paradoks.
UsuńO rety! Posmarować chlebek masełkiem to mogę drewienkiem wystruganym w 7 ruchach moim wielkim nożem :) A na poważnie, nie noszę masła w teren, ale smalczyk czasem tak i wielkie Schrade SCHF37 daje sobie z tym radę bez problemu, tak samo z serkiem utopionym... I odpeda mi dźwiganie siekierki. Pozdrawiam. SZOWIN
OdpowiedzUsuń