Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Rowerowa Majówka

Jest majówka, to czas w busz. A że w tym roku wypadła naprawdę świetnie, bo aż 5 dni wolnego, to trza było wymyślić coś specjalnego. Długo myśleliśmy... góry, lasy czy jeziora, później pytanie czy pieszo, czy rowerem... i ostatecznie dzień lub dwa przez weekendem padła decyzja - rowerami, wstępnie Puszcza Notecka, a co dalej zobaczymy.




W sobotę rano pobudka, śniadanko, znosimy graty, juczymy nasze rumaki i ruszamy na szlak, po drodze kupując dętkę do nowego roweru Ani, coby mieć w zapasie w razie co. I tak sobie żwawo pedałujemy przez komunalne jeziorka Poznania, dalej w towarzystwie saren, bocianów i innych mniejszych lub większych braci uderzamy polnymi i piaszczystymi drogami na północ, by po kilkunastu kilometrach błądzenia, zakopywania się wśród kiełkujących zbóż dotrzeć do Szamotuł. Tu zakupy w Lidlu i szlakiem Św. Jakuba według planu mieliśmy dojechać do Obrzycka. Oznaczenie szlaku tragiczne, zresztą jak wszędzie tu w rejonie Warty i Puszczy Noteckiej. Dosłownie na dystansie 10 km jeden znaczek na drzewie, na czuja jechaliśmy drogami leśnymi i polnymi, które plus minus powinny nas zaprowadzić do już wspomnianej miejscowości.






Z Obrzycka skierowaliśmy się Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym w kierunku Wronek, gdzieś pośrodku tego odcinka w centrum dzikiego i bardzo urokliwego lasu postanowiliśmy zrobić pierwszy nocleg. Rozbiliśmy obóz, rozpoczęliśmy gotowanie, a nie byle czego, bo flaczków i fasolki po bretońsku z Lidla :P  Po godzinie siedzenia nad kuchenką i grzania 3 słoików mogliśmy odpocząć i nieco się odprężyć, a kołysankę zapodały nam szczekające kozły.




Rano szybkie śniadanko, ładowanie sakw i dalej w trasę. Po chwili przedzierania się przez piachy docieramy do Wronek, tu popas pod  Biedrą, dosłownie popas, bo bułki z marmoladą robiliśmy na parkingu w koszyku zakupowym, tak uprawiamy "meneling biking" ;)






Po nasyceniu brzuchów mijamy więzienie i przekraczamy Wartę. Pedałujemy tak praktycznie bez przerwy do Sierakowa i dalej do Zatomia Nowego, gdzie jeszcze 40 lat temu mieszkańcy zimą byli całkiem odcięci od cywilizacji. Tu odbijamy na szuter, drogami, którymi kroczyły wojska samego Napoleona, i walcząc z piaskami po kilku kilometrach docieramy do niezwykle urokliwego pola biwakowego nad jeziorem. Jeziorko niespecjalne, bo mułowate i brudne, ale widoki boskie. Pole też, jest źródełko wody, wiatki i kibelki, a najlepsze, że to wszystko totalnie za free! Przygotowaliśmy kiełbaski na kolację, herbatkę i do śpiworka. Rano nieśpieszne uzupełnianie wody, śniadanie, powolne pakowanie i dopiero po 11 ruszamy dalej. Szkoda było opuszczać to miejsce, zresztą miał być pełen luz to co mieliśmy się spinać.











Dalej walczymy z tymi samymi przeszkodami, z którymi zmuszeni byli walczyć ludzie Napoleona. My przynajmniej nie musimy ciągnąć armat, chociaż bagaże i tak ciążą. Mijamy źródełka, grzęźniemy w piaskach, by po pewnym czasie dotrzeć do Francuskich Gór, gdzie armaty Napoleona ugrzęzły na dobre i mieszkańcy musieli pomóc je wyciągnąć (ten, kto zna Puszczę Notecką wie, że to istna piaskownica). My na szczęście mamy więcej farta i bez większych problemów dojeżdżamy do wieży przeciwpożarowej.
Chwilka odpoczynku pod nią, a następnie kierujemy się ku tarasowi widokowemu - 135 stopni (jeśli dobrze policzyłem :P).
Widok przedni, zresztą sami zobaczcie.








Po sesji foto i przygodzie na wysokości wsiadamy dalej na rumaki i pedałujemy leśnymi drogami przez Puszczę. Po pewnym czasie docieramy do asfaltowej drogi i kierujemy się nią na Rzecin. Dalej łatwo łykamy kolejne kilometry, podziwiamy piękny las i późniejszym popołudniem mijamy wspomnianą wiochę i lecimy dalej asfaltem aż do skrzyżowania z żółtym szlakiem. Po kilku kilometrach mamy nasz szlak, odbijamy w lewo, jeszcze chwilka pedałowania i dojeżdżamy do jeziorek, których cały brzeg to jedno wielkie torfowisko, tu rozbijamy obóz i po kolacji kładziemy się spać.







 Rano jak zwykle szybkie pakowanie, następnie śniadanie, i już po 8 ruszamy znów żółtym do asfaltu, jednak nie wjeżdżamy na niego, a uderzamy dalej przez las w kierunku Wronek. Było bliżej, ale wcale nie szybciej i łatwiej niż asfaltem, na pewno przyjemniej i ciekawiej. Więcej pchając rowery (ja i Tatko, bo Ania jak przystało na Buszfokę napierała równo przez piachy) niż jadąc pokonujemy istną pustynię. Kilka postojów, spotkanie z jeleniami, a kawałek dalej z przesympatycznym strażnikiem leśnym, który dosadnie i jasno wyraził się o obecnym ministerstwie środowiska.



We Wronkach już łatwa i lekka jazda. Mały popas w "robaku" i dalej w stronę Poznania, z planem zabiwakowania gdzieś po drodze. Pedałujemy tak i łykamy kolejne kilosy, a miejsc na biwak jak nie było tak nie ma, bo wszędzie kupa śmieci albo zagęszczenie sebixów lub meneli na kilometr kwadratowy przekracza wszelkie normy. Walimy dalej i wpadamy do Szamotuł, dalej pedałujemy, bo co zrobić, w mieście się nie rozbijemy. Według mapy w Pamiątkowie powinno być jakieś pole biwakowe. Jak już w lesie lipa to zawsze chociaż pole może być. Jednakże pola nie znaleźliśmy i stwierdziliśmy, że ju nie ma sensu szukać czegoś na nockę i walimy do domu. 
W deszczu i piekielnie silnym wietrze, który momentami prawie nas zatrzymywał, a jeszcze częściej miotał nami po całej jezdni jak szatan, ostatnie 40 km robimy w niecałe 3 godziny i koło 20 meldujemy się pod blokiem. Nasza majówka dobiegła końca. Było super, piękne miejsca, super przygody, fantastyczne wspomnienia i niejako podróż sentymentalna, bo właśnie w Noteckiej zaczynałem survivalować itd. :)

A wy jak spędziliście tegoroczną majówkę?

Już niedługo filmik z naszego wypadu :)







Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna gr...

Tak na szybkości

B yła mała przerwa w nadawaniu bo był wyjazd  w bory gdzie robiliśmy sporo materiału na bloga i YT - ale już nadrabiamy i ogarniamy co trza i będziemy działać. Na dniach więcej fotek,relacji testów no i długo oczekiwany buszmen na tropie ;) A dziś tak na szybkości kilka fotek z planu zdjęciowego

Blahol BIG ONE nerka idealna?

 D ziś mała recenzja, a może i bardziej opis produktu polskiej manufaktury kurierskiej, bo chyba tak można mówić o firmie BLAHOL . Nerka Big One to najlepsza tego typu torba do jazdy rowerem, której używałem. Służy mi w mieście, na wycieczkach i służyła w trakcie pracy, gdy jeszcze jeździłem jako kurier rowerowy. Warto wspomnieć, że nie jest to zwykła mała nerka na EDC itd. To nerka olbrzymia, można rzec, że wątroba. Długo szukałem czegoś na tyle dużego, by zmieścić: książkę, dokumenty, pompkę, jakieś klucze/narzędzia, coś do jedzenia i doczepić hamak podczas krótkich wycieczek rowerowych, opcjonalnie miała też służyć do przewożenia aparatu razem z obiektywem 70-200! Szukałem, szukałem i znalazłem w ofercie firmy BLAHOL. Nerka BIG ONE daje radę w każdej powierzonej jej misji. Można wygodnie przewieźć cały podręczny majdan czy to nad tyłkiem, czy przekątnie na klacie niczym kołczan prawilności.  Napisałem do Blahola z kilkoma pytaniami - super kontakt, rozwiane wszelkie wątpl...