Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Masyw Śnieżnika z Grzesiem

Wolny weekend, to trzeba coś zrobić, gdzieś pojechać. Tym razem padło na Masyw Śnieżnika. Zapowiadali deszcz, grad, wiatry, burze i bóg jeden wie co jeszcze, ale to jakoś niespecjalnie wpływało na plany, więc spakowaliśmy wory i pojechaliśmy w Sudety.


Dojeżdżamy do Międzygórza, pogoda nie jest najlepsza. Wilgotność jak w akwarium, pochmurno, dość chłodno, ale nie pada, coś tam kropi, ale nawet mżawką ciężko to nazwać. Ruszamy czerwonym na Śnieżnik, pniemy się w wilgoci, marsz we mgle to fajne uczucie, ale zdecydowanie wolelibyśmy podziwiać widoki zamiast wody. Dochodzimy do schroniska w lekkiej mżawce i nabierającym na sile wietrze. W schronisku ciepła herbata, jajecznica (z jednego jaja bez niczego, NAWET SOLI :p) kiełba, piwko i dalej na szlak.


Wychodząc ze schroniska, wchodzimy w opad śniegu, który na przemian z deszczem towarzyszy nam przez najbliższe kilkadziesiąt minut, by zamienić się w zamarznięty deszcz, śnieg i silny jak cholera wiatr. Docieramy na szczyt, sesja foto i na czuja schodzimy +/- zielonym szlakiem.


Schodzimy w śniegu i wodzie, bo wszystkie szlaki zamieniły się w strumienie. Brniemy tak sobie w dół, coraz mniej śniegu, gleba, jeszcze kawałek i już praktycznie tylko deszcz i czasem nieco śniegu. Dochodzimy do ścieżki biegnącej do Chatki pod Śnieżnikiem.

Docieramy do wspomnianej już budowli z myślą, żeby może zostać na nockę, jednak po syfie, który zastaliśmy w środku odechciało nam się korzystać z przybytku cywilizacji. Pomijając jakiegoś zwierzaka, który nasrał na stół i porozwalał jedzenie, to butelki, puszki i inne ludzkie śmieci zepsuły klimat tego miejsca.
Po chwili odpoczynku w ukryciu przed deszczem ruszamy dalej w wodzie. Oczywiście tu w błocie zaliczyłem kolejną glebę :P ale na szczęście już ostatnią.
Po kilkuset metrach schodzimy ze ścieżki, by wbić się gdzieś w krzaczory na nocleg. Ja w hamaku od Bushmena, Ania i Tatko pod tarpem. Rozstawiony obóz, czyli na luzie możemy się skitrać pod tarpem przed deszczem (cały czas pada). Rozpalamy ognisko, chociaż to mocno powiedziane, bardziej ogniseczko nad którym podgrzewamy golonki, i idziemy się schować przed deszczem. Ja w hamaku dostaje kur**cy, masakra, sztywny, niewygodny, wąski i mega niestabilny. Klnę w niebiosa, zamek puszcza, a ja prawie wypadam z hamaka. Jak już się udało względnie ułożyć to materiał mnie ściska jak w imadle. Tak jak hamaki to ogólnie spoko opcja na nockę, to ten jest tragiczny - ale więcej o nim za jakiś czas. Po ponad godzinie walki z tym dziadostwem postanowiłem, że dupa ja tu nie wytrzymam, idę na glebę. Niestety nie miałem karimaty, musiałem nieco utrudnić nockę Ani i wbić się do jej norki. Dzięki dziadowskiemu hamakowi udowodniliśmy, że norka holenderskiej armii jest dwuosobowym hiper ciasnym mikro namiotem. Nocka minęła całkiem nieźle, jak na taką ciasnotę, deszcz co jakiś czas zawiewany pod tarpa, silny wiatr i skos na jakim przyszło nam spać.


Rano, zanim zdążyliśmy się spakować, zerwał się bardzo silny wiatr, było słychać przewracające się drzewa, zerwało tarpa i cała woda na nim zgromadzona wylała się na bambetle :P Szybka akcja przyszpilenia, dopakowanie mokrych szmat i dalej na szlak, a właściwie na strumień.
Po chwili wychodzimy z lasu na niebieski szlak i zaczyna się zabawa. Zero stopni, silny wiatr (w porywach +/- 100km/h), śnieg i wilgotność na poziomie 90%, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Silny wiatr połączony ze śniegiem dość mocno utrudniał kręcenie i focenie (zresztą cały wyjazd obfitował w małą ilość zdjęć z racji pogody). Coś tam mamy nagrane ;) Po kilkuset metrach wchodzimy w las i już nieco lżej się idzie, wiatr słabszy, ale niestety drzewa leżą na szlaku, więc trzeba obchodzić po krzaczorach, ale przynajmniej jest ciekawie.
Dochodzimy znów do schroniska pod Śnieżnikiem, robimy krótki popas w wiacie obok i schodzimy w dół. Oczywiście nie obyło się bez kolejnych atrakcji, połamane drzewa, w tym jedno idealnie na drodze. Wiatr, śnieg, deszcz, grad - tak nas pożegnał Masyw Śnieżnika. Mimo złej pogody było super, fajne przygody, ciekawe warunki i nowe doświadczenia. Jedno jest pewne, jeszcze wrócimy w ten rejon ;)

Dopiero jak zeszliśmy do auta dowiedzieliśmy się, że to orkan Grzegorz, może i faktycznie dawał nieco, ale Grzegorz jakoś tak do niego nie pasowało. Więc tym razem wędrowaliśmy z Grzesiem ;) 






A już niedługo filmik z naszego mokrego wejścia na Śnieżnik.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna gr...

Tak na szybkości

B yła mała przerwa w nadawaniu bo był wyjazd  w bory gdzie robiliśmy sporo materiału na bloga i YT - ale już nadrabiamy i ogarniamy co trza i będziemy działać. Na dniach więcej fotek,relacji testów no i długo oczekiwany buszmen na tropie ;) A dziś tak na szybkości kilka fotek z planu zdjęciowego

Blahol BIG ONE nerka idealna?

 D ziś mała recenzja, a może i bardziej opis produktu polskiej manufaktury kurierskiej, bo chyba tak można mówić o firmie BLAHOL . Nerka Big One to najlepsza tego typu torba do jazdy rowerem, której używałem. Służy mi w mieście, na wycieczkach i służyła w trakcie pracy, gdy jeszcze jeździłem jako kurier rowerowy. Warto wspomnieć, że nie jest to zwykła mała nerka na EDC itd. To nerka olbrzymia, można rzec, że wątroba. Długo szukałem czegoś na tyle dużego, by zmieścić: książkę, dokumenty, pompkę, jakieś klucze/narzędzia, coś do jedzenia i doczepić hamak podczas krótkich wycieczek rowerowych, opcjonalnie miała też służyć do przewożenia aparatu razem z obiektywem 70-200! Szukałem, szukałem i znalazłem w ofercie firmy BLAHOL. Nerka BIG ONE daje radę w każdej powierzonej jej misji. Można wygodnie przewieźć cały podręczny majdan czy to nad tyłkiem, czy przekątnie na klacie niczym kołczan prawilności.  Napisałem do Blahola z kilkoma pytaniami - super kontakt, rozwiane wszelkie wątpl...