Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Przez ocean lasów i jezior, aż po morze. Szwecja część 2

 Olandia nas wykończyła i dobiła, było naprawdę ciężko. Pięknie, ale ciężko. (Tu przeczytacie 1 część relacji) Po wjechaniu na ląd i przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zaczęły się lasy. Czyli to, czego chcieliśmy od Szwecji, lasy, bujne i zielone, do tego liczne jeziora. Przez praktycznie 3 dni nie wyjechaliśmy z tej północnej dżungli. Naprawdę miło pokonywało się kolejne kilometry, nawet udało się spotkać klępę z łoszakiem! Było to jedyne spotkanie z symbolem Szwecji, mimo że spędziliśmy sporo czasu w siodłach przemierzając lasy, jeziora itd.  Ciekawe było to, że mimo iż według map jezior było naprawdę sporo, to tylko nad jednym była plaża. Co tam plaża, do jednego było dojście. Pozostałe, które były naprawdę blisko drogi były zadrzewione, zero zjazdów itd. Więc udało się zrobić jedynie jedną kąpiel w dzikim jeziorku. 

Pierwszy nocleg zarobiliśmy w lesie między głazami, gdzie o jeden ktoś oparł rower i go tak zostawił. Wiele lat temu, bo już stał się częścią lasu.





Drugi nocleg zrobiliśmy na polu biwakowym, które jak przystało na skandynawskie warunki, powinno być bardzo drogie. Ale nie było, było wręcz tanie, tanie nawet na nasze standardy. Za  dwie osoby namiot, dostęp do prądu, wody, prysznica i kuchni wyszło 60 zł! To jest naprawdę spoko cena. A lokalizacja mega. Idealna baza na wypady, jeziora i rzeki, sporo szlaków dostępnych dla każdego i podobno bardzo łatwo tam spotkać łosia i nie tylko. Nas niestety gonił czas, więc musieliśmy ruszyć dalej, przez wsie i lasy. To, co często podziwialiśmy to amerykańskie klasyki. Trzeba przyznać, że Szwedzi wiedzą co dobre i mają sporo fajnych perełek ze złotej ery motoryzacji. Co ciekawe często te klasyki są zwykłymi codziennymi samochodami.  Kolejny nocleg zrobiliśmy na łące przy jacht klubie. Zaraz za parkingiem. Fajne zaciszne miejsce z ławami. W nocy zerwała się wielka burza, podobno. Bo ja spałem jak zabity, ale z relacji Ani było grubo :D 









Kolejny dzień i kolejne kilometry, tym razem główną atrakcją dnia był most pieszo rowerowy nad jedną z wielu zatoczek.  Solvesborg Birdge to najdłuższa kładka pieszo rowerowa w Europie. Stalowa konstrukcja przypominająca rybie szkielety ma 760 metrów długości. W 2016 roku przez CNN został uznany za jeden z najbardziej spektakularnych mostów na świecie.








Silny wiatr, nie ułatwiał jazdy. Oczywiście wiało prosto w pysk, przez co mimo sporego wysiłku dystans i prędkość były naprawdę śmieszne. W planie mieliśmy nocleg na kempingu. Na trasie mijaliśmy klimatyczne wsie, łąki itd. Naprawdę przyjemne widoki, niestety pogoda nam nie sprzyjała.  Gdy wymęczeni dojechaliśmy na camping to szczęki nam opadły. Okazało się, że nie ma miejsca. Mimo że było widać kilka idealnych placyków pod nasz namiot. Ale nie i koniec. My wymęczeni, robi się późno a dookoła rezerwat. Co tu zrobić? Nauczeni przykrym doświadczeniem z Olandii nie chcieliśmy ryzykować noclegu na przypale. Kolejny kemping był za daleko. Więc zaczęliśmy szukać miejscówki u kogoś w ogrodzie. I po kilku próbach sukces. Ciepły prysznic, miła rodzinka i nocleg z widokiem na las. W sumie w ogrodzie też był las. Śmiesznie się złożyło, bo nasz gospodarz w latach 80 był w Polsce i zastanawiał się jak tam można żyć - haha. 









Z Yngsjo rankiem ruszyliśmy od razu szlakiem przy samej plaży i zjedliśmy śniadanie na piasku z mega widokiem. Szlak w tym miejscu wiedzie naprawdę przyjemnym duktem tuż za wydmami, po drodze mijaliśmy sporo pozostałości po wojnie, bunkry umocnienia itd.  Po kilku kilometrach przestało być przyjemnie, gdy nasza trasa odbiła od morza. Odbiła na tyle, że kilka dobrych kilometrów pchaliśmy rowery, bo jechać się nie dało. Nachylenie milion stopni i co? I na górze takie sobie ruiny, ten szlak prowadził albo fan zabytków, albo masochista. Z drugiej strony już zjazd był łagodniejszy i prowadził przez klimatyczne pola okraszone kamiennymi murkami. A na łąkach oczywiście wielkie piękne dęby. Tylko druidów brakowało ;)












Po kolejnych kilku godzinach dotarliśmy do najdroższego noclegu na naszej trasie. Pole namiotowe w Kivik, mała sympatyczna mieścina, z kilkoma miejscami do spania na dziko, takich wiecie na lekkim przypale. Bo jak się okazuje, na południu Szwecji to legendarne prawo do natury jest dość ograniczone.  Wszystkie jednak były już zajęte, więc zlądowaliśmy na cempingu. Ładny, zadbany i wielki. My dostaliśmy parcelę daleko od wszystkiego, ale w sumie dobrze, bo dzięki temu było przyjemnie cicho. Ale, że to był moloch, to rano szybko spakowaliśmy graty i podjechaliśmy na plażę zjeść śniadanie. Po posiłku ruszyliśmy szlakiem już wzdłuż wybrzeża. Piękne widoki, upał, sporo turystów i jeszcze więcej ptaków. Skandynawia jest niezwykła, jeśli chodzi o ptaki, nawet cenne, trudne do obserwacji gatunki tam zachowują się niczym nasze wróble, gołębie, czy mewy. Przemierzając kilometry łąk, wsi itd., dotarliśmy do ostatniego biwaku na naszej trasie. Mało szwedzkiego, ale za to bardzo amerykańskiego. Plac dla busów, kamperów itd. namiot jak już musi być, to niech będzie, wielkie kampery, nawet autobusy itd., łazienka ogólnodostępna, cena jak na Szwecję ok. A to wszystko na tyłach stacji benzynowej, wyjętej rodem z amerykańskich filmów. Właściciel też był świetny, angielski ale taki rednecki, kapelusik i...

zero paragonów! Normalnie czuć było, że wracamy do kraju ;)  Rankiem ruszyliśmy do Ales Stenar, czyli prehistorycznego tajemniczego miejsca. Można to nazwać Szwedzkim Stonehenge. Więcej o nim pisałem TU






















Można przyjąć, że koniec tej przygody jest bliski. Bo za kilkadziesiąt kilometrów dojechaliśmy do Ystad, niezwykle klimatycznego i pięknego nadmorskiego miasteczka, z którego wróciliśmy do kraju. Prom przyjemny, tylko ilość wulgarnych, głośnych i pijanych Polaków podniósł nam ciśnienie. Tak skończyła się nasza Szwedzka przygoda. Ale jeszcze tam wrócimy.















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna gr...

Świerkowe smarowidło

M aj to świetny moment na zbiór i przygotowanie wielu smacznych oraz zdrowych specyfików np.  młodych pędów świerku do zrobienia świerkowego smarowidła . Podczas zbioru zjadłem trochę prosto z drzewa ale większość zebrałem do domu w celu przygotowania Świerkowego smarowidła i syropu. Młode pędy są dość delikatne i miękkie oraz lekko kwaskowate w smaku                  ( zawierają dużo witaminy C). Wraz z czasem gałązki dostają coraz silniejszy żywiczny posmak. Świerk można wykorzystywać przez cały rok do parzenia herbaty. Ale do smarowidła potrzebne są właśnie młode  jasno-zielone pędy. Do przygotowania  tego specyfiku potrzeba nam dość dużo młodych pędów. W zależności od ilości uzyskamy większą lub mniejszą ilość syropu. Ja zebrałem ok 1L kilkucentymetrowej długości pędów. Były jeszcze dość miękkie ale okres zbioru pomału dobiega końca.  Do zbioru nie należy wykorzystywać tylko jednego drzewa (najlepiej pobiera...

Hasvik Wind Fjord Nansen

O d powrotu z Islandii minęło już niestety sporo czasu, ale na szczęście pozostały nam super wspomnienia, kupa przygód i niezawodny sprzęt, jak bluzy Fjord Nansen Hasvik Wind . Można by pomyśleć, że bluza turystyczna jak to bluza, nic nadzwyczajnego, jednak to jest naprawdę konkret, bluza techniczna idealna. Zachwalamy, ponieważ sprawdziły się świetnie na Islandii! I po powrocie też. Geniusz tkwi w prostocie mawiają, i tu to się potwierdza. Cały fenomen bluzy polega na dwóch rzeczach. Pierwsza to zastosowanie materiału termoaktywnego Micropile Stretch, który bardzo dobrze odprowadza nadmiar wilgoci, ryzyko przeziębienia znacznie maleje, a komfort jest gigantyczny. Pot w moment jest transpirowany na zewnątrz, przy większej aktywności widać, jak jest wypychany i osadza się na zewnętrznej warstwie materiału, po czym odparowuje dalej. Dzięki stretchowi bluza idealnie dopasowuje się do ciała, nie ma zbędnych przestrzeni (z powietrzem, które wyziębia) i nie krępuje ruchów. Można ...