Czy może być coś lepszego od wypadu w góry po całym miesiącu wyjazdów na konwenty,jakieś prezentacje itd. ? Oj tak np, wypad w góry w zajebistym towarzystwie i do tego większość tras poza szlakiem.
I tak też na ten długi weekend wyjechali my w góry izerskie na włóczęgę w następującym składzie:
Patryk i Anie z BLACK FOX SURVIVAL, Marek z Ekwipunku Dźwiganego Codziennie ( tak ten Marek ojciec polskiego EDC ;) ) no i oczywiście Ja i Tato
I tak po maratonie samochodowym w 5 osób w jednej bryce - swoją drogą to niezła przygoda - dotarliśmy do miejsca startu Świeradowa. Tam oczywiście musiała być na parkingu kawka i po chwili ruszamy na szlak.
Klasycznie najpierw mozolne brnięcie pod górę i zdobywanie wysokości po drodze postój przy źródełku Adamsa by nabrać wody na nadciągający atak upału - oj tak już o 6 rano było gorąco.
i dalej w drogę by w Chatce Górzystów napić się drogocennego złotego napoju i odpocząć przed dalszą drogą. Po pewnym czasie dalej jeszcze szlakiem by po kilku km, dojść do Chatki Tomaszka i spotkać się z naszym przyjacielem Zbyszkiem który niema to tamto jest jak Traper. Tam pogawędka jakiś lekki szamunek i dalej w drogę tym razem po kilkudziesięciu metrach zeszliśmy ze szlaku by dostać się jak najszybciej w jeszcze dziksze miejsce. I tak szliśmy pod górę przez las aż do szlaku tam kawałek drogą i już zeszliśmy w kompletną dzicz. Mianowicie do Kanionu Jagnięcego potoku. Kilkunastu metrowe zbocze i strumień na dole którym wędrujemy. Piękna sceneria i mimo zmęczenie nocną jazdą i upałem byliśmy wstanie podziwiać i napawać się widokami. No ale po kilometrze może trzech padliśmy i rozwiesiliśmy obóz.
Ognisko rozpalone jakieś jedzenie chłodzenie w strumieniu i wieczorem kielonek jacusia wleciał.
Koło północy w hamaki i nocka bez otarpiania się z widokiem na bezchmurne niebo pełne gwiazd. Żyć nie zasypiać - jednak zmęczenie było większe :P
Rano pobudka, śniadanko i w dalszą drogę w górę strumienia. Męczący marsz,przekraczanie strumienia i upał nie nastrajały optymistycznie ale to i tak nic w porównaniu z tym co czekało nas po kilku kilometrach. Strumień się skończył a upał nie i co gorsza trza było kluczyć zakosami między torfowiskami gdzie jeden krok i po kolana w breję jak nie lepiej. Co mocno nas spowalniało a cel był w sumie to nie wiadomo gdzie bo prowadziłem naszą bandę na czuja w stronę Wysokiej Kopy. I tak też po wypoceniu hektolitrów potu i soli mineralnych,kluczeniu i przedzieraniu się przez krzaki doszliśmy do celu w punkt.
Na szczycie odpoczynek,sesja fotograficzna z flagami ( komercha musi być ;) ) i dalej ścieżką w dół do szlaku i do kopalni Stanisław No i tam powtórka z kopy zdjęcia zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. I po tym dalej w drogę już szlakiem do rozdroża gdzie była krótka sjesta i dalej na jelenią łąkę i wprawdzie drogą ale za to rzadko uczęszczaną i cholernie podmokłą i tak też doszliśmy do Kobyłki gdzie skręt w krzoki i dalej już na przełaj wzdłuż strumienia do super miejscówki na nocleg. I tam szybkie rozbicie się i odpoczynek po upale. I nie powiem leżenie w wodzie o temp. + 2*C jest naprawdę przyjemne :D Black Fox zbudował piec z kamieni i upiekł chleb na kolację.
I tak też wieczorem żarełko odwiedziny Zbyszka i do hamaków by rano wstać zjeść śniadanko i w dalszą drogę.
I nie inaczej jak dnia poprzedniego początek na przełaj przez torfowiska,strumienie aż do Izery. Potem do Orla gdzie wleciało piwko i pierogi. Potem nad mostek graniczny i dalej znów do Zbyszka. Tam postój odpoczynek po cholernie saharyjskim i skurw.....ym upale. I tak też po tym jakże cennym postoju ruszyliśmy na miejsce ostatniego spoczynku na tym wypadzie w stronę Chatki Górzystów - z tym,że nieco przed schroniskiem odbiliśmy nad strumyczek i wzdłuż niego doszliśmy do super miejsca na zabiwakowanie.
Ostatni postój ostatnie ognisko,i kolejna wizyta Zbyszka dokończenie jacusia i w hamak.
Też bez tarpu i powiem wam,że księżyc tak dawał,że w pewnym momencie myślałem,że ktoś stoi przed hamakiem z czołówką i już chciałem wyjąć nóż ale skojarzyłem,że to chyba księżyc i zasnąłem.
Rano pobudka,diametralna zmiana pogody, mgła i to gęsta jak zupa,dość chłodno czyli miły odpoczynek po trzy dniowym maratonie upałów. I tak z rana śniadanko pakowanie i do schroniska gdzie niektórzy wszamali coś jeszcze i dalej już tą samą drogą do samochodu i na dole byliśmy o 12.
I tak też zakończył się ten wyjazd. Czyli podsumowując było zajebiście albo i jeszcze lepiej.
OCZYWIŚCIE BYŁ TEŻ CZAS NA PLUSZKRAFT ;)
Już niedługo filmik a na razie łapcie FOTY TU
I tak też na ten długi weekend wyjechali my w góry izerskie na włóczęgę w następującym składzie:
Patryk i Anie z BLACK FOX SURVIVAL, Marek z Ekwipunku Dźwiganego Codziennie ( tak ten Marek ojciec polskiego EDC ;) ) no i oczywiście Ja i Tato
I tak po maratonie samochodowym w 5 osób w jednej bryce - swoją drogą to niezła przygoda - dotarliśmy do miejsca startu Świeradowa. Tam oczywiście musiała być na parkingu kawka i po chwili ruszamy na szlak.
Klasycznie najpierw mozolne brnięcie pod górę i zdobywanie wysokości po drodze postój przy źródełku Adamsa by nabrać wody na nadciągający atak upału - oj tak już o 6 rano było gorąco.
i dalej w drogę by w Chatce Górzystów napić się drogocennego złotego napoju i odpocząć przed dalszą drogą. Po pewnym czasie dalej jeszcze szlakiem by po kilku km, dojść do Chatki Tomaszka i spotkać się z naszym przyjacielem Zbyszkiem który niema to tamto jest jak Traper. Tam pogawędka jakiś lekki szamunek i dalej w drogę tym razem po kilkudziesięciu metrach zeszliśmy ze szlaku by dostać się jak najszybciej w jeszcze dziksze miejsce. I tak szliśmy pod górę przez las aż do szlaku tam kawałek drogą i już zeszliśmy w kompletną dzicz. Mianowicie do Kanionu Jagnięcego potoku. Kilkunastu metrowe zbocze i strumień na dole którym wędrujemy. Piękna sceneria i mimo zmęczenie nocną jazdą i upałem byliśmy wstanie podziwiać i napawać się widokami. No ale po kilometrze może trzech padliśmy i rozwiesiliśmy obóz.
Ognisko rozpalone jakieś jedzenie chłodzenie w strumieniu i wieczorem kielonek jacusia wleciał.
Koło północy w hamaki i nocka bez otarpiania się z widokiem na bezchmurne niebo pełne gwiazd. Żyć nie zasypiać - jednak zmęczenie było większe :P
Rano pobudka, śniadanko i w dalszą drogę w górę strumienia. Męczący marsz,przekraczanie strumienia i upał nie nastrajały optymistycznie ale to i tak nic w porównaniu z tym co czekało nas po kilku kilometrach. Strumień się skończył a upał nie i co gorsza trza było kluczyć zakosami między torfowiskami gdzie jeden krok i po kolana w breję jak nie lepiej. Co mocno nas spowalniało a cel był w sumie to nie wiadomo gdzie bo prowadziłem naszą bandę na czuja w stronę Wysokiej Kopy. I tak też po wypoceniu hektolitrów potu i soli mineralnych,kluczeniu i przedzieraniu się przez krzaki doszliśmy do celu w punkt.
Na szczycie odpoczynek,sesja fotograficzna z flagami ( komercha musi być ;) ) i dalej ścieżką w dół do szlaku i do kopalni Stanisław No i tam powtórka z kopy zdjęcia zdjęcia i jeszcze raz zdjęcia. I po tym dalej w drogę już szlakiem do rozdroża gdzie była krótka sjesta i dalej na jelenią łąkę i wprawdzie drogą ale za to rzadko uczęszczaną i cholernie podmokłą i tak też doszliśmy do Kobyłki gdzie skręt w krzoki i dalej już na przełaj wzdłuż strumienia do super miejscówki na nocleg. I tam szybkie rozbicie się i odpoczynek po upale. I nie powiem leżenie w wodzie o temp. + 2*C jest naprawdę przyjemne :D Black Fox zbudował piec z kamieni i upiekł chleb na kolację.
I tak też wieczorem żarełko odwiedziny Zbyszka i do hamaków by rano wstać zjeść śniadanko i w dalszą drogę.
I nie inaczej jak dnia poprzedniego początek na przełaj przez torfowiska,strumienie aż do Izery. Potem do Orla gdzie wleciało piwko i pierogi. Potem nad mostek graniczny i dalej znów do Zbyszka. Tam postój odpoczynek po cholernie saharyjskim i skurw.....ym upale. I tak też po tym jakże cennym postoju ruszyliśmy na miejsce ostatniego spoczynku na tym wypadzie w stronę Chatki Górzystów - z tym,że nieco przed schroniskiem odbiliśmy nad strumyczek i wzdłuż niego doszliśmy do super miejsca na zabiwakowanie.
Ostatni postój ostatnie ognisko,i kolejna wizyta Zbyszka dokończenie jacusia i w hamak.
Też bez tarpu i powiem wam,że księżyc tak dawał,że w pewnym momencie myślałem,że ktoś stoi przed hamakiem z czołówką i już chciałem wyjąć nóż ale skojarzyłem,że to chyba księżyc i zasnąłem.
Rano pobudka,diametralna zmiana pogody, mgła i to gęsta jak zupa,dość chłodno czyli miły odpoczynek po trzy dniowym maratonie upałów. I tak z rana śniadanko pakowanie i do schroniska gdzie niektórzy wszamali coś jeszcze i dalej już tą samą drogą do samochodu i na dole byliśmy o 12.
I tak też zakończył się ten wyjazd. Czyli podsumowując było zajebiście albo i jeszcze lepiej.
OCZYWIŚCIE BYŁ TEŻ CZAS NA PLUSZKRAFT ;)
Już niedługo filmik a na razie łapcie FOTY TU
Gratulacje Konrad, za zaliczenie kolejnej świetnej wyrypy i znów w arcyciekawym towarzystwie ;) A cóż to się stało, że Marcos opuścił swoje Kujawsko- Pomorskie tereny i zechciał rozrabiać po górach? ;) Zresztą ja się nie dziwię. Polatać po Izerach o każdej porze roku, to czysta przyjemność. :)
OdpowiedzUsuńDzięki za piękne foty z wielu znajomych miejsc. Aż zżera mnie zazdrość, jak widzę jaką idealną aurę trafiliście. Szczerze mówiąc życzyłbym sobie takiej samej już niebawem, podczas wypadu w Góry Złote.
Pozdrawiam i tradycyjnie czekam na filmik :)
Pozazdrościć i jeszcze te towarzystwo :)
OdpowiedzUsuńHej Konradzie
OdpowiedzUsuńMam zamiar przekonać kumpla na wypad w Izery, ale mam do Ciebie pytanie :)
Chcemy nocować na dziko w jednoosobowych namiotach, czy zalecałbyś unikanie jakiś szczególnych miejsc? (pomijając oczywiście rozbijanie się przy szlaku :D)
Pozdrawiam
Oczywiście mowa cały czas o Izerach ;)
Usuńw zasadzie to niema miejsc które powinno się unikać w tym okresie. Czyli można powiedzieć,że wszędzie gdzie wams się spodoba ;)
UsuńNa jesień(rykowisko) odradzam kobyłkę jeśli nie chcecie być odstrzeleni lub przeklnięci przez myśliwych