Pewnego sierpniowego ranka pojechałem razem z ojcem do Dużych Swornych Gaci wypożyczyć kanu. Najlepszy i najwygodniejszy środek transportu rodem z dzikiej północy. Popłynęliśmy pod prąd Zbrzycy na początku monotonnej i niezbyt urokliwej rzeki, a to dlatego, że przy jej ujściu cały brzeg jest porośnięty trzcinowiskiem, natomiast po paru kilometrach pokazała swoje dzikie i piękne oblicze.
Trzeba przyznać, że płynięcie pod prąd na kanu to spory wysiłek w dwójkę a co dopiero samemu. Gdy już wypłynęliśmy z tej najmniej urokliwej części przed nami otworzyła się dość szeroka w niektórych miejscach nawet na 30 a może i więcej metrów. Płynie dość żwawym nurtem w czymś w rodzaju kanionu którego brzegi porośnięte są bujnym i gęstym lasem mieszanym. Gdy tak zmagaliśmy się z tą dziką rzeką natknęliśmy się na małe strumyczki z krystalicznie czystą wodą wypływające spod pnia. Oczywiście zrobiliśmy tam postój i ruszyliśmy dalej w górę rzeki. Gdy tak napieraliśmy na pagaje moim oczom ukazał się niezwykły widok woda wypływająca z ziemi jak z fontanny. Postanowiliśmy zatrzymać się tam w drodze powrotnej. Więc dalej płyniemy pogoda nam nie sprzyja i zaczyna coś kropić, ale to nas nie powstrzymuje i płyniemy w dość dużym tempie. I dopływamy do chatki postawionej nad samą wodą. Widok bardzo ciekawy i intrygujący, może ktoś tam mieszka a może nikt? I po bliższych oględzinach okazało się,że sama chatka nie jest jakoś skrajnie zniszczona, jednak brakowało drzwi a we wnętrzu było widać bajzel a właściwie jakieś pijaczyny zrobiły sobie tam melinę porozwalane flaszki,puszki i jakieś szmaty czy inne śmieci.
Po krótkim postoju ruszyliśmy jeszcze kawałeczek w stronę jeziora gdzie planowaliśmy zakończyć płynięcie pod prąd i zawrócić. Nagle zerwał się taki szkwał,że o mało nie porwał mi kapelusza a fale które się utworzyły były wysokie na 20-30czm nad taflę, więc nie było mowy o wypływaniu na jezioro i od razu obróciliśmy kanu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Nagle zerwała się dość mocna mżawka więc postanowiliśmy zacumować przy tej tajemniczej chatce pod rozłożystym drzewem które chroniło w 98% przed deszczem. Po kilkunastu minutach przestało padać i ruszyliśmy już z nurtem. Podczas spływania kilka czapli latało nad nami pokazując swoje niczym nie ujarzmioną wolność i majestat. Gdy tak patrzyłem na te olbrzymie ptaki trochę się zagapiłem i źle pokierowałem kanadyjkę i lekko otarliśmy się o powalone i sterczące z wody drzewo. Po jakiejś godzinie dotarliśmy do tego fascynującego źródła. Zatrzymaliśmy się obok i podeszliśmy do źródła o średnicy 1,5m z którego wypływało mnóstwo mniejszych i większych gejzerów z krystaliczną i lodowatą wodą. Gdyby się stanęło na piasek z którego wypływała najprawdopodobniej utonęło by się a przynajmniej wpadło po pas, a wyjście nie byłoby tak łatwe jak wpadnięcie. Na dodatek temperatura wody była chyba +1C a max+3C. Po chwili trzymania ręki w tym źródle straciłem czucie w dłoni a wkładając ja do Zbrzycy czuło się orzeźwiające ciepło tak jak w domowej kąpieli. Chciałem sprawdzić głębokość, więc wziąłem jakiegoś kija i zanurzyłem go(miał jakieś 1,5m dł.) wszedł prawie cały bez żadnego problemu. Ciekawa jest też gęstość piasku tego źródła ponieważ wkładając dłoń w piach nie było czuć żadnego oporu. Nigdy w życiu nie widziałem tak fascynującego zjawiska, na ale nic tak nie zadziwia jak sama matka natura.
Po kilkunastu minutowym postoju ruszyliśmy w stronę Dużych Swornych i po kilku godzinach, kilku mżawkach i jednej potężnej ulewie dotarliśmy do wypożyczalni.
Kanu było z wypożyczalni a ja się nie mogę doczekać jak będę mieć własne.
Trzeba przyznać, że płynięcie pod prąd na kanu to spory wysiłek w dwójkę a co dopiero samemu. Gdy już wypłynęliśmy z tej najmniej urokliwej części przed nami otworzyła się dość szeroka w niektórych miejscach nawet na 30 a może i więcej metrów. Płynie dość żwawym nurtem w czymś w rodzaju kanionu którego brzegi porośnięte są bujnym i gęstym lasem mieszanym. Gdy tak zmagaliśmy się z tą dziką rzeką natknęliśmy się na małe strumyczki z krystalicznie czystą wodą wypływające spod pnia. Oczywiście zrobiliśmy tam postój i ruszyliśmy dalej w górę rzeki. Gdy tak napieraliśmy na pagaje moim oczom ukazał się niezwykły widok woda wypływająca z ziemi jak z fontanny. Postanowiliśmy zatrzymać się tam w drodze powrotnej. Więc dalej płyniemy pogoda nam nie sprzyja i zaczyna coś kropić, ale to nas nie powstrzymuje i płyniemy w dość dużym tempie. I dopływamy do chatki postawionej nad samą wodą. Widok bardzo ciekawy i intrygujący, może ktoś tam mieszka a może nikt? I po bliższych oględzinach okazało się,że sama chatka nie jest jakoś skrajnie zniszczona, jednak brakowało drzwi a we wnętrzu było widać bajzel a właściwie jakieś pijaczyny zrobiły sobie tam melinę porozwalane flaszki,puszki i jakieś szmaty czy inne śmieci.
Po krótkim postoju ruszyliśmy jeszcze kawałeczek w stronę jeziora gdzie planowaliśmy zakończyć płynięcie pod prąd i zawrócić. Nagle zerwał się taki szkwał,że o mało nie porwał mi kapelusza a fale które się utworzyły były wysokie na 20-30czm nad taflę, więc nie było mowy o wypływaniu na jezioro i od razu obróciliśmy kanu i ruszyliśmy w drogę powrotną. Nagle zerwała się dość mocna mżawka więc postanowiliśmy zacumować przy tej tajemniczej chatce pod rozłożystym drzewem które chroniło w 98% przed deszczem. Po kilkunastu minutach przestało padać i ruszyliśmy już z nurtem. Podczas spływania kilka czapli latało nad nami pokazując swoje niczym nie ujarzmioną wolność i majestat. Gdy tak patrzyłem na te olbrzymie ptaki trochę się zagapiłem i źle pokierowałem kanadyjkę i lekko otarliśmy się o powalone i sterczące z wody drzewo. Po jakiejś godzinie dotarliśmy do tego fascynującego źródła. Zatrzymaliśmy się obok i podeszliśmy do źródła o średnicy 1,5m z którego wypływało mnóstwo mniejszych i większych gejzerów z krystaliczną i lodowatą wodą. Gdyby się stanęło na piasek z którego wypływała najprawdopodobniej utonęło by się a przynajmniej wpadło po pas, a wyjście nie byłoby tak łatwe jak wpadnięcie. Na dodatek temperatura wody była chyba +1C a max+3C. Po chwili trzymania ręki w tym źródle straciłem czucie w dłoni a wkładając ja do Zbrzycy czuło się orzeźwiające ciepło tak jak w domowej kąpieli. Chciałem sprawdzić głębokość, więc wziąłem jakiegoś kija i zanurzyłem go(miał jakieś 1,5m dł.) wszedł prawie cały bez żadnego problemu. Ciekawa jest też gęstość piasku tego źródła ponieważ wkładając dłoń w piach nie było czuć żadnego oporu. Nigdy w życiu nie widziałem tak fascynującego zjawiska, na ale nic tak nie zadziwia jak sama matka natura.
Po kilkunastu minutowym postoju ruszyliśmy w stronę Dużych Swornych i po kilku godzinach, kilku mżawkach i jednej potężnej ulewie dotarliśmy do wypożyczalni.
Kanu było z wypożyczalni a ja się nie mogę doczekać jak będę mieć własne.
Z tą temperaturą to bardziej prawdopodobne, że było to złudzenie spowodowane różnicą temperatur powietrze - woda w rzecze - woda w źródle. W Polsce wody podziemne i wody wypływające ze źródeł mają ok +9 stopni. Nawet w zimie, o ile nie jest zbyt sroga, spora część źródeł nie zamarznie. Pozdrawiam. Maciek ;)
OdpowiedzUsuńMożliwe,że to było odczucie a nawet więcej na pewno tak było ;)
UsuńWybacz ;) Po prostu zboczenie zawodowe po studiach ;)
Usuńno problem-przynajmniej czegoś ciekawego się dowiedziałem ;)
Usuń