Część z Was zna mnie osobiście, część z Fanpaga, kanału na YT czy z tego bloga.
I tak postanowiłem zdziergać coś o sobie, bo zawsze lepiej wiedzieć z kim ma się do czynienia ;)
Urodziłem się w 1995 r. i można powiedzieć, że już od 3 roku życia zacząłem swoją przygodę z outdoorem. Rodzice (za co bardzo dziękuję) jeździli zawsze na wakacje z namiotem, a nie do hotelu. I tak od momentu, gdy miałem 3 latka po dziś dzień jeżdżę na wakacje właśnie w ten sposób. Pierwszy biwak był przepustką do przygody, która jak widać idzie pełną parą do przodu. Dzisiaj nieco bardziej ekstremalnie, ale i tak nie wyobrażam sobie wakacji bez wyjazdu rodzinnego w Bory Tucholskie pod namiot.
Podobno, kiedy byłem mały i poszedłem z tatą do lasu, który był bardzo połamany, byłem strasznie niezadowolony.
Padło pytanie: Dlaczego jesteś smutny, przecież w takim lesie mieszkają smerfy?
Mały buszmen wtedy odpowiedział krótko: Ale nie w takim połamanym.
Myślę, że już wtedy musiałem mieć coś nie tak pod czachą, bo od tamtego momentu przeżywałem mnóstwo przygód w lesie. Większość "normalnych" dzieciaków woli oglądać bajki, a dziś to siedzieć na fejsie czy innym cholerstwie.
Głód przygody rósł z czasem i przerodził się w pierwsze poważne wypady w teren. Od dobrych kilku lat nie wyobrażam sobie tygodnia bez pójścia do lasu. Cały wolny czas poświęcam na rozwijanie się, planowanie, naukę nowych technik czy wynajdowanie nowinek z outdooru.
Można by zapytać po co? Nie mam nic lepszego do roboty?
Outdoor, bushcraft, turystyka, to na początku było hobby, potem przerodziło się w pasję, a dziś jest sposobem na życie. Można powiedzieć, że jestem uzależniony od przygody, natury, i to najlepszy nałóg na świecie :) Wymęczenie się na szlaku, zobaczenie pięknych miejsc, obserwacja natury... po prostu żyć, nie umierać.
A co z przyszłością czy planami?
Marzeń na podboje dzikich zakątków jest sporo, a właściwie bardziej planów, bo jak to powiedział Olek Doba: Należy mieć marzenia, przekuwać je w plany, a plany realizować.
Pewnym jest, że będę się starał te plany realizować dla siebie, ale i po to, by blog się rozwijał.
Głównym celem założenia bloga było zapisywanie mojego doświadczenia i przygód dla szerszej publiki, by można było się czegoś nowego dowiedzieć, nauczyć. Ale i po to, by zmotywować innych do działania, wstania z fotela, spakowania się i ruszenia w swoją przygodę. Nie mówię tu od razu o pokonaniu Wisły czy zdobyciu Everestu, ale każdy ma swój biegun i może go zdobyć, np. jadąc w Beskidy. Pamiętajmy, że liczy się pierwszy krok :)
A czy sam na to wszystko zapracowałem? Na takie pytanie można odpowiedzieć i tak i nie. Bo ilość czasu i wysiłku, jaką poświęcam jest gigantyczna. Z pewnością duży wpływ mają książki, czyli można powiedzieć, że każdy z autorów jakoś mnie ukształtował. Ale najbardziej Rodzice. Ojciec, który jeździ ze mną, pomaga w planowaniu, realizowaniu marzeń. Oczywiście, bez kłótni się nie obywa, ale w życiu trzeba dyskutować, nawet ostro, bo dzięki temu możemy dojść do sensownych wniosków, nowych pomysłów itp. Pierwsze tajniki turystyki zdradził mi właśnie Ojciec. Wielkie dzięki! :)
I tak postanowiłem zdziergać coś o sobie, bo zawsze lepiej wiedzieć z kim ma się do czynienia ;)
Urodziłem się w 1995 r. i można powiedzieć, że już od 3 roku życia zacząłem swoją przygodę z outdoorem. Rodzice (za co bardzo dziękuję) jeździli zawsze na wakacje z namiotem, a nie do hotelu. I tak od momentu, gdy miałem 3 latka po dziś dzień jeżdżę na wakacje właśnie w ten sposób. Pierwszy biwak był przepustką do przygody, która jak widać idzie pełną parą do przodu. Dzisiaj nieco bardziej ekstremalnie, ale i tak nie wyobrażam sobie wakacji bez wyjazdu rodzinnego w Bory Tucholskie pod namiot.
Podobno, kiedy byłem mały i poszedłem z tatą do lasu, który był bardzo połamany, byłem strasznie niezadowolony.
Padło pytanie: Dlaczego jesteś smutny, przecież w takim lesie mieszkają smerfy?
Mały buszmen wtedy odpowiedział krótko: Ale nie w takim połamanym.
Myślę, że już wtedy musiałem mieć coś nie tak pod czachą, bo od tamtego momentu przeżywałem mnóstwo przygód w lesie. Większość "normalnych" dzieciaków woli oglądać bajki, a dziś to siedzieć na fejsie czy innym cholerstwie.
Głód przygody rósł z czasem i przerodził się w pierwsze poważne wypady w teren. Od dobrych kilku lat nie wyobrażam sobie tygodnia bez pójścia do lasu. Cały wolny czas poświęcam na rozwijanie się, planowanie, naukę nowych technik czy wynajdowanie nowinek z outdooru.
Można by zapytać po co? Nie mam nic lepszego do roboty?
Outdoor, bushcraft, turystyka, to na początku było hobby, potem przerodziło się w pasję, a dziś jest sposobem na życie. Można powiedzieć, że jestem uzależniony od przygody, natury, i to najlepszy nałóg na świecie :) Wymęczenie się na szlaku, zobaczenie pięknych miejsc, obserwacja natury... po prostu żyć, nie umierać.
A co z przyszłością czy planami?
Marzeń na podboje dzikich zakątków jest sporo, a właściwie bardziej planów, bo jak to powiedział Olek Doba: Należy mieć marzenia, przekuwać je w plany, a plany realizować.
Pewnym jest, że będę się starał te plany realizować dla siebie, ale i po to, by blog się rozwijał.
Głównym celem założenia bloga było zapisywanie mojego doświadczenia i przygód dla szerszej publiki, by można było się czegoś nowego dowiedzieć, nauczyć. Ale i po to, by zmotywować innych do działania, wstania z fotela, spakowania się i ruszenia w swoją przygodę. Nie mówię tu od razu o pokonaniu Wisły czy zdobyciu Everestu, ale każdy ma swój biegun i może go zdobyć, np. jadąc w Beskidy. Pamiętajmy, że liczy się pierwszy krok :)
A czy sam na to wszystko zapracowałem? Na takie pytanie można odpowiedzieć i tak i nie. Bo ilość czasu i wysiłku, jaką poświęcam jest gigantyczna. Z pewnością duży wpływ mają książki, czyli można powiedzieć, że każdy z autorów jakoś mnie ukształtował. Ale najbardziej Rodzice. Ojciec, który jeździ ze mną, pomaga w planowaniu, realizowaniu marzeń. Oczywiście, bez kłótni się nie obywa, ale w życiu trzeba dyskutować, nawet ostro, bo dzięki temu możemy dojść do sensownych wniosków, nowych pomysłów itp. Pierwsze tajniki turystyki zdradził mi właśnie Ojciec. Wielkie dzięki! :)
Doskonale Cię rozumiem. Ja również od najmłodszych lat miałem możliwość przebywania na łonie natury, z dala od cywilizacji, gdzie to godzinami można podpatrywać naturę i scalać się z Nią w jedno. To wspaniałe doznania.
OdpowiedzUsuńPóźniej doszły wycieczki, biwaki, obozy (byłem krótko- ale jednak-harcerzem) i z czasem poważniejsze wyprawy. Ukochałem sobie swoją "małą Ojczyznę" w postaci Sudetów, gdzie (jak mam czas) wpadam, wciąż poznaje i podziwiam od prawie dwudziestu lat.
I masz rację. Jeśli ktoś raz dotknie tej magii bytowania pod rozgwieżdżonym niebem, tylko w towarzystwie wiatru, świerszczy i blasku księżyca, to uczucie to...już w nim pozostanie :)
Pozdrawiam
I zapomniałem jeszcze dodać, że tworzysz tu na prawdę świetnego bloga. Tak trzymaj. Powodzenia! :)
OdpowiedzUsuńWIELKIE DZIĘKI-chociaż podobno się nie dziękuje ;)
Usuń