Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Białowieskie Ferie

 2020 był dziwnym rokiem, epidemie, susze, itd. 2021 zaczął się dużo lepiej, ale rząd nie chciał pomóc w zimowym odpoczynku. Zamknięte hotele, knajpy itd. Zazwyczaj dla nas to nie problem po prostu zabieramy: namiot, tarp, hamak i nocleg gotowy. Problem w tym, że pierwszy raz chcieliśmy wybrać się na wypad cywilizowany, nocleg w kwaterze, wypady na lekko, odpoczynek ale aktywny bez marznięcia, moknięcia i noszenia ciężkiego plecaka. Po chwili szukania udało się ten problem rozwiązać i ruszyliśmy do Puszczy Białowieskiej. 


Poniedziałek poświęciliśmy na dojazd, w Poznaniu wiosna lub jesień, jak kto woli. Po drodze przez większość drogi też. Chociaż w Kruszwicy była prawdziwa zima, śnieżyca, dużo śniegu, droga biała itd. Bez większych przygód dotarliśmy do celu, na trasie tylko z atrakcji mieliśmy poślizg i kręcenie kółek :P Zalokowaliśmy się w kwaterze, jeszcze nie było zbyt ciemno, więc poszliśmy na mały rekonesans do Teremisek. Nic nie było widać, więc wróciliśmy do agro odpocząć przed kolejnym dniem.

Wtorek przywitał nas deszczową i paskudną pogodą, ale co zrobić takie uroki zmian klimatu, nawet na ścianie wschodniej. W mało sprzyjającej aurze ruszyliśmy na zwiedzanie rezerwatu ścisłego. Jest to najcenniejszy fragment PN, tu  czas się zatrzymał, ten niezwykły dziki las jest ciężki do opisania, to trzeba zobaczyć. By zwiedzić Obręb Ochronny Rezerwat trzeba skorzystać z licencjonowanego przewodnika, nie jest to tanie ale warto. (240 zł) Bez niego tam nie wejdziemy na szlak, a las jest cudny (nawet w taką pogodę), do tego przewodnik opowiada wiele ciekawostek i można się sporo dowiedzieć o historii, przyrodzie, ekologii itd.







Po kilkugodzinnej wędrówce w najcenniejszym fragmencie puszczy, ruszyliśmy do sklepu na małe zakupy. Uwielbiam sieć Arhelan, dużo towaru, super ceny i  mnóstwo wyboru kwasów chlebowych itd. :D Wracamy do kwatery i idziemy na spacer. Pogoda cały czas nie rozpieszczała, ale udało nam się zobaczyć z oddali żubry, ciemno, ponuro ale cóż, zawsze coś. Wracamy do agro i odpoczywamy. Cisza, spokój, brak Internetu, tak można żyć, a nawet trzeba.



Środa okazała się dużo lepsza, niższa temperatura, trochę śniegu, wybraliśmy się na spacer, w planach było jakieś 15 km. Co później zweryfikował GPS.

Przemierzamy Teremiski i słyszymy: Szukacie żubrów? Tam pod lasem są.

Sprawnym krokiem docieramy we wskazane miejsce, faktycznie kilka żubrów leży i relaksuje się na śnieżnej pierzynce.





Wędrując dalej, z nadzieją na spotkanie innych przedstawicieli fauny puszczy, mijamy kolejne, drzewa, tropy i ślady, ale zwierzęta postanowiły się ukryć. Po kilkunastu kilometrach pojawił się jeleń, piękny dorodny byk patrzył na nas z brzegu jednego z puszczańskich trybów. Miał na nas całkowicie wywalone, obserwował jak podchodzimy bliżej, aż nieśpiesznie odwrócił się i odszedł w las.

                                        


Jeleń to był przedsmak kolejnego spotkania, które nastąpiło może z kilometr dalej. Kilka saren spokojnie żerowało w lesie i również jak ich większy leśny sąsiad miały nas gdzieś, dały się blisko podejść, popatrzyły i nieśpiesznie oddaliły się w sobie tylko znanym kierunku. Po przejściu kilkuset metrów naszym zmysłom ujawniły się wyraźne ślady wilka, tropy i zapach, intensywny zapach mokrego psa, on nas zapewne widział, a my go niestety nie :(  Sarny też najprawdopodobniej wyczuły drapieżnika i dlatego odeszły, nas się nie obawiały.


Idąc dalej, śniegu było coraz mniej, za to błota coraz więcej. Mokro, ponuro i już tylko jedna sarna nam zamajaczyła w oddali we mgle. Tak trzeciego dnia trochę przed zachodem słońca dotarliśmy do naszej bazy i GPS pokazał zapis 18 km z haczykiem. Szok, bo nie czuliśmy się zbyt zmęczeni, a ostatnio raczej nieco się zapuściliśmy niż złapaliśmy formę. Nie pozostało nam nic innego jak zjeść, odpocząć i pójść spać, bo kolejny dzień miał być intensywny.

Z samego rana ruszyliśmy na łąki przy Teremiskach licząc na spotkanie z żubrami, lub też innymi mieszkańcami puszczy. Jak widzicie na powyższej fotografii udało się spotkać je w tym samym miejscu co dnia poprzedniego. Pogoda mniej przyjemna, ale co zrobić, taki mamy klimat ;)  Po małej sesji wróciliśmy do bazy i chcieliśmy pojechać do Czerlonki. I tu nasz dzielny buszmobil odmówił posłuszeństwa, stwierdził, że nie odpali i koniec. Nie załamując się poszliśmy pieszo Trybem Grubolipnym, dotarliśmy nim do pętli żubra i zrobiliśmy cały ten szlak, wracając zahaczyliśmy natomiast żółtym o rezerwat. Tropów mnóstwo, jelenie, dziki, żubry i wilki. Dużo świeżych tropów oraz śladów tych pięknych i znienawidzonych przez niektórych drapieżników. 

Z wilkami kilka razy mijaliśmy się, dosłownie o kilkanaście- kilkadziesiąt minut, one nas musiały widzieć, niestety my musieliśmy zadowolić się tylko śladami po ich bytności i gorącą czekoladą.






Po  niecałych 18 km wędrówki wróciliśmy do bazy i po krótkiej przerwie przystąpiłem do walki z autem. Pierwsza myśl. Akumulator. Poprosiłem gospodarza o prostownik, niestety okazało się, że problem tkwi gdzieś indziej. 


Zaczyna padać śnieg więc kończymy na dziś.


Wolne to wolne, urlop trzeba wykorzystać. Myśląc pozytywnie o aucie z rana ruszyliśmy na mały spacer. Pierwszym celem była wieża widokową, wędrujemy, przemierzamy kolejne kilometry i pusto nic naszym oczom się nie pokazuje. Jedynie zobaczyliśmy jelenie zaprzyjaźnione z naszym gospodarzem.




Popołudniu z przyrodnika zamieniam się w mechanika, pomocny i bardzo sympatyczny właściciel kwatery przybył z odsieczą. Pomoc, plus narzędzia pozwoliły rozkręcić trochę auta, świece, itd. Jak się okazało to też nie pomogło. Ale jak to sam gospodarz powiedział może obcego się wystraszy. Wsiadł, przekręcił kluczyk i maltretował rozrusznik oraz gaz. Po kilku minutach ożył! Pochodził z godzinę, i odpalił więc spokojny poszedłem na mały spacer w okolicy licząc na spotkanie z wilkiem kręcącym się przy agroturystyce. Spacer przyjemny, ale bez sukcesu :(

Przed wyjazdem postanawiamy jeszcze ruszyć na małą wędrówkę, na dodatek w nocy był opad śniegu i w ostatni dzień mieliliśmy śliczną zimową aurę i pierwszy dzień ze słońcem. 






Znosimy graty do auta, śnieg się topi, auto odpala i ruszamy w drogę. Koniec zimowego urlopu w fantastycznym miejscu jeszcze nie raz tu wrócimy. Ale najpierw buszmobil musi przejść leczenie u mechanika ;)



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna grupa ludzi

Kontakt

Jeśli macie jakieś pytania czy cokolwiek innego piszcie na: konradbusza@gmail.com Gdzie moje złoto?!

Blahol BIG ONE nerka idealna?

 D ziś mała recenzja, a może i bardziej opis produktu polskiej manufaktury kurierskiej, bo chyba tak można mówić o firmie BLAHOL . Nerka Big One to najlepsza tego typu torba do jazdy rowerem, której używałem. Służy mi w mieście, na wycieczkach i służyła w trakcie pracy, gdy jeszcze jeździłem jako kurier rowerowy. Warto wspomnieć, że nie jest to zwykła mała nerka na EDC itd. To nerka olbrzymia, można rzec, że wątroba. Długo szukałem czegoś na tyle dużego, by zmieścić: książkę, dokumenty, pompkę, jakieś klucze/narzędzia, coś do jedzenia i doczepić hamak podczas krótkich wycieczek rowerowych, opcjonalnie miała też służyć do przewożenia aparatu razem z obiektywem 70-200! Szukałem, szukałem i znalazłem w ofercie firmy BLAHOL. Nerka BIG ONE daje radę w każdej powierzonej jej misji. Można wygodnie przewieźć cały podręczny majdan czy to nad tyłkiem, czy przekątnie na klacie niczym kołczan prawilności.  Napisałem do Blahola z kilkoma pytaniami - super kontakt, rozwiane wszelkie wątpliwości i