Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Survival team meeting-relacja




Znalazło się trochę czasu i chęci to czas na relację. Tak więc jak się zdania nie zaczyna zacznie się ta opowieść na zaproszenie WSS wybrałem się z Ojcem na SURVIVAL TEAM MEETING okazja do zapoznania się,wymiany doświadczeń,zabawy itd. Ale przejdźmy do najważniejszego  w piątek zaraz po zajęciach z uniwerku szybko do domu ,błyskawiczny szamunek na obiad i cheja do auta i w drogę do Lądu.
Oczywiście bez korków na autostradzie się nie obyło i gdzieś koło 17/18 byliśmy na parkingu gdzie czkała już na nas zacna ekipa.
Bagaże wszystkich załadowane do terenówki i dalej na miejsce noclegu-Ojcu się upiekło i razem z Tomkiem z WSS załapał się na transport 4x4 a cała reszta musiała iść przez łąki,pola, jakieś podmokłe drogi przy Warcie w kompletnych ciemnościach. Jakieś tam wskazówki jak dojść mieliśmy ale jak to zwykle bywa  ludziska się rozciągnęły kilku chłopa szło sporo przede mną,  ja razem z kolegami z BLACK FOXA w środku peletonu i za nami  SKIERNIEWICKI KLUB SURVIVALU. Szliśmy w sumie nawet nie wiem ile bo nie dość,że źle skręciliśmy to jeszcze gadaliśmy o wszystkim i o niczym przez co czas zleciał  cholernie szybko. Ale to co najważniejsze to to,że jak już doszliśmy obóz w większości był rozbity-mój namiot też :D  ogień się palił a nad nim na ruszcie leżał dziczek-nie za duży ale  w sam raz.  A miejsce super zadrzewione i zakrzaczone ruiny jakiegoś bardzo starego gospodarstwa i niedaleko Warta-naprawdę klimatycznie.
Gdy już wszyscy się rozstawili i rozsiedli zaczęła się impreza na całego.  Świetna kuchnia,piwo czy jak ktoś tam co innego to też,opowieści z buszu i nie tylko-czyli można powiedzieć męski wieczorek zapoznawczy.  Siedzieliśmy dość długo ale jednak nie najdłużej bo gdzieś koło 2 w nocy dotarł jeszcze Jarek sam w ciemnościach ;)

Kolejnego ranka śniadanko, pogawędki i czekanie aż przestanie mrzeć-no ale jak na złość nie przestało to co zrobisz? no nic nie zrobisz. Tak też chętni wybrali się na spacer  wzdłuż Warty  parę osób też zostało w obozie robić obiad i trzeba przyznać,że udało się im zrobić super hiper mega grochówkę.  No i tak większość poszła na spacer,pogoda nie rozpieszczała bo jak nie padało to wiało, a jak nie jedno to dwa naraz czyli prawdziwa polska wiosna :P   Po drodze z dość bliska w trzcinowisku widzieliśmy  sarnę dosłanie z kilku metrów, sporo ptactwa wszelakiego i kilka innych przedstawicieli zwierzyny płowej ale to już z większej odległości. Udało się mi znaleźć kilka łusek od strzelby(będzie na pojemniki i wabiki) i tak idąc a właściwie już wracając stwierdziliśmy,że niema co się pieprzyć i walimy na skróty. Mi w sumie to i tak już było wszystko jedno  czy w wodzie czy nie bo buty i tak jakiś czas temu mi puściły tak wiec gdy doszliśmy do zalanego wodą miejsca krążyliśmy i szukaliśmy takiego względnie płytkiego i niezbyt grząskiego tak by przejść a nie utonąć. I udało się  znaleźć takie po kostki-bez ogródek najlepszym sposobem na przejście takiego odcinka(gdzieś ze 100m) było ostre napierniczanie bez zatrzymywania szybko i bez problemowo.  Aż do momentu gdy przyszła sama końcówka woda szeroka na  niecałe 2 m i chyba dość głęboka bo przebiegając to wyszło gdzieś tak po kolana +/- . Oczywiście w naszej kompani znaleźli się i tacy co woleli obejść dookoła dłuższą drogą ale i tak się lekko skąpali. I tak tnąc już przez suche pola wróciliśmy do obozu gdzie ekipa kuchenna nie dość,że wesoła to i  gotowy obiadek- miała być zupa grochowa ale wyszło coś lepszego nie do końca zupa bo samo gęste ale smak wyśmienity-w Hiltonie tego nie dostaniecie ;)



I tak też po obiedzie który można powiedzieć ciągnął się do kolacji a ona do późnej godziny nocnej-chyba bo było długo ciemno a na zegarek nie patrzyłem siedzieliśmy,gadaliśmy i śpiewaliśmy pewien klasyk-ale nie będę go tu przytaczał bo bym musiał wyłączyć filtr na przekleństwa ;) 
I tak też zakończył się kolejny dzień  rano śniadanko,zwinięcie namiotu,spakowanie bambetli i ostateczna maniana- ale najważniejsze było to,że  wrońcu przestało siąpić i zaczęło świecić słońce. Kierowcy pojechali jako pierwsi by ściągnąć auta na parking, potem załadowaliśmy resztę gratów do terenówki i ja zakończyłem  ten zlot podróżując w bagażniku przygnieciony kilkoma plecakami-powiem wam,ze fajna opcja na podróżowanie-bajer widok ale i nie najwygodniej-CZŁOWIEK Z BUSZU POLECA ;)

I tak też zakończył się SURVIVAL TEAM MEETING-wielkie dzięki za zaproszenie dla WSS i dla całej reszty za zajebistą atmosferę.  BYŁO NAPRAWDĘ SUPER.


Filmik powinien pojawić się już w tym tygodniu a najpóźniej w przyszłym a na razie pozostają wam zdjęcia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna grupa ludzi

Kontakt

Jeśli macie jakieś pytania czy cokolwiek innego piszcie na: konradbusza@gmail.com Gdzie moje złoto?!

Blahol BIG ONE nerka idealna?

 D ziś mała recenzja, a może i bardziej opis produktu polskiej manufaktury kurierskiej, bo chyba tak można mówić o firmie BLAHOL . Nerka Big One to najlepsza tego typu torba do jazdy rowerem, której używałem. Służy mi w mieście, na wycieczkach i służyła w trakcie pracy, gdy jeszcze jeździłem jako kurier rowerowy. Warto wspomnieć, że nie jest to zwykła mała nerka na EDC itd. To nerka olbrzymia, można rzec, że wątroba. Długo szukałem czegoś na tyle dużego, by zmieścić: książkę, dokumenty, pompkę, jakieś klucze/narzędzia, coś do jedzenia i doczepić hamak podczas krótkich wycieczek rowerowych, opcjonalnie miała też służyć do przewożenia aparatu razem z obiektywem 70-200! Szukałem, szukałem i znalazłem w ofercie firmy BLAHOL. Nerka BIG ONE daje radę w każdej powierzonej jej misji. Można wygodnie przewieźć cały podręczny majdan czy to nad tyłkiem, czy przekątnie na klacie niczym kołczan prawilności.  Napisałem do Blahola z kilkoma pytaniami - super kontakt, rozwiane wszelkie wątpliwości i