Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Boże Ciało 2019 izerski relax

Długi weekend to super sprawa, można wyskoczyć i odpocząć. Pierwotnie w planie były góry Sowie albo inne pasmo, ale jakoś nie było czasu planować, więc postawiliśmy na sprawdzone i dobrze znane Izery. W nocy wyjazd i rano meldujemy się w Świeradowie.
Pierwszy dzień mozolnie łapiemy wysokość i walczymy z upałami, pierwszy postój przy źródełku Adamsa w celu napojenia i uzupełnienia wody, dalej w skwarze docieramy na halę, by po chwili w Chatce Górzystów pałaszować pyszne naleśniki. Szczęście, że udało się zająć jedyny stolik w cieniu, a na samej hali wiało przyjemnie chłodem :)


Po popasie kierujemy się w stronę lasu, łapiemy oddech i stygniemy od słońca, by po chwili ruszyć dalej drogą, a następnie na przełaj przez las i torfowiska, by dotrzeć nad rzeczkę w celu relaxu, biwaku itd.



Zmęczenie po całonocnej jeździe, upale itd. spowodowały, że większość popołudnia spędziliśmy na spaniu i obijaniu się, zmieniając jedynie miejsca i pozycje :P
Wieczorem, gdy temperatura odpuściła (w słońcu termometr pokazał ponad 60*C!!) rozpaliliśmy ogień i zjedliśmy obiad, znaczy się kiełbasę Sokołowa, która była podła jak nic, nie polecamy :P


W nocy mocno lało, a gdy przestało, uaktywniły się meszki, które uprzykrzyły ostatnie godziny snu.
Rano niespieszne śniadanie, zwijanie obozowiska, kręcenie filmu i ruszamy dalej na przełaj wzdłuż rzeczki, torfowisk i lasów.


Z racji dobrego tempa i wczesnej pory po dojściu do szlaku nad Izerą, ruszamy w kierunku Orla. Tam zimne piwo i pyszny żurek. Po dłuższym odpoczynku w CIENIU (!!!) ruszamy dalej na mostek graniczny z planem spania w wiacie lub nad samą rzeką. Wiata była już zajęta, więc postanowiliśmy ruszyć w górę Izery i gdzieś nad nią poszukać miejsca na nocleg. Mocno nas zdziwiła liczba miejsc po ogniskach, szkoda, że ludzie nie umieją posprzątać albo chociaż korzystać z jednego miejsca zamiast co 5 metrów robić krąg.



Kolacja i lecimy spać.


W nocy przyjemna temperatura, żyć nie umierać. Z samego rana szybkie mycie w Izerze i zwijamy obozowisko, by zrobić sobie śniadanie już po czeskiej stronie na plaży.



Ruszamy szlakiem można powiedzieć idącym prawie cały czas +/- wzdłuż granicy. Po drodze mijamy piękne widoki, skałki, smażymy się w słońcu (na szczęście wiatr nieco pomagał). Pod koniec planowanej trasy robimy sobie nad rzeczką obiad i uzupełniamy zapasy wody, gdyż w planowanym miejscu noclegu jest z tym problem.


Po obiedzie, który mimo że syty miał specyficzny smak (kuskus, barszcz biały i suszona wołowina) ruszamy ostro pod górę i zdobywamy najwyższy szczyt Izer, czyli Smrk. Tam w chatce pod wieżą widokową nocleg. Wieczorem dołączyli do nas Czesi, część spała z nami, a część poszła hamakować w gęsty zagajnik. Pozdrawiamy czeską bushcraftową brać ;)



Ranek bardzo rześki, chłód w połączeniu z wiatrem sprawiał, że temperatura odczuwalna była grubo poniżej 10*C. Ruszamy w kierunku Stogu Izerskiego, następnie czerwonym szlakiem w dół i koło południa meldujemy się przy samochodzie.

 




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna grupa ludzi

Blahol BIG ONE nerka idealna?

 D ziś mała recenzja, a może i bardziej opis produktu polskiej manufaktury kurierskiej, bo chyba tak można mówić o firmie BLAHOL . Nerka Big One to najlepsza tego typu torba do jazdy rowerem, której używałem. Służy mi w mieście, na wycieczkach i służyła w trakcie pracy, gdy jeszcze jeździłem jako kurier rowerowy. Warto wspomnieć, że nie jest to zwykła mała nerka na EDC itd. To nerka olbrzymia, można rzec, że wątroba. Długo szukałem czegoś na tyle dużego, by zmieścić: książkę, dokumenty, pompkę, jakieś klucze/narzędzia, coś do jedzenia i doczepić hamak podczas krótkich wycieczek rowerowych, opcjonalnie miała też służyć do przewożenia aparatu razem z obiektywem 70-200! Szukałem, szukałem i znalazłem w ofercie firmy BLAHOL. Nerka BIG ONE daje radę w każdej powierzonej jej misji. Można wygodnie przewieźć cały podręczny majdan czy to nad tyłkiem, czy przekątnie na klacie niczym kołczan prawilności.  Napisałem do Blahola z kilkoma pytaniami - super kontakt, rozwiane wszelkie wątpliwości i

Kontakt

Jeśli macie jakieś pytania czy cokolwiek innego piszcie na: konradbusza@gmail.com Gdzie moje złoto?!