Przejdź do głównej zawartości
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Narciarskie i mroźne Izery

Trzech króli, czyli długi weekend, to kolejna okazja, by wyskoczyć w teren, zwłaszcza, że zapowiadali siarczyste mrozy, śnieżyce i ogólnie armagedon. Pierwszym pomysłem na wypad był Masyw Śnieżnika, ale później przyszedł pomysł na Bory Tucholskie (tu niestety nie było wiadomo czy jest śnieg i ile), no i ostatecznie padło na Góry Izerskie.  Prognozy przewidywały temperatury około -20, kupę śniegu, no nic tylko heja na biwak. Jednak postanowiliśmy nieco podnieść poprzeczkę. Wzięliśmy ze sobą narty, nocleg pod pałatkami WP i bardzo prymitywny ubiór sprzed lat. Na wstępie warto zaznaczyć, że cały szpej, mimo że prymitywny, stary i bynajmniej komfortowy zapewnił nam dość sympatyczny biwak, no i klimat, a co ważne to to, że nie zmarzliśmy.



W piątek rano zameldowaliśmy się w Jakuszycach i po chwili przepakowania wpinamy się w narty i ruszamy zielonym szlakiem ku rozdrożu. Wczłapujemy się w chmurach, pocie i zmęczeniu, suniemy pomalutku do góry, co chwila ktoś na lekkich i cieniutkich nartach biegowych nas mija i w końcu docieramy do wiaty. Tu chwilka postoju i stwierdzenie "a może przez kopalnie, Kopę, żółtym szlakiem zjedziemy do Chatki Górzystów".  No ale niestety, w kopalni warunki nam dowaliły, kopny śnieg, silny wiatr, nieprzetarty szlak, a my bez fok, ale próbujemy zdobyć wysokość i bum! zjazd do tyłu, ale opanowałem, próba podejścia bokiem... bum! śnieg zaczyna zjeżdżać, stwierdzam, że nie ma co się pchać i trzeba zawrócić, i w tym momencie gleba za glebą, poplątani z nartami. Jakoś po dłuższej chwili się rozplątaliśmy i ruszamy znów na dół, by przejechać niebieskim szlakiem na Chatkę. Zjazd też bez wywrotek się nie obył - zapomniałem napisać, że to był nasz pierwszy raz na tych nartach, i co ważne kalosze nie dają możliwości sterowania :P Docieramy do wiaty na rozdrożu, tu w prawo i lecimy chwilkę przygotowaną trasą, by po kilkudziesięciu metrach wejść na lekko przetarty szlak, jedziemy tak metr po metrze i docieramy do miejsca, gdzie niebieski szlak idzie w dół. Oczywiście jak na zimowy armagedon, szlak zasypany i nieprzetarty, a do tego -18*C, my niezrażeni tym faktem napieramy dalej, ale tempo w jakim się poruszamy jest załamujące, niby w miarę szybko, ale czujemy się jakbyśmy w miejscu stali. Mniej więcej w połowie tego zejścia postanawiamy zabiwakować. Miejsce średnie, bo w sumie na samym szlaku, ale co zrobić, późno się robi, my zmęczeni po całonocnej jeździe i przygodzie w kopalni nie za bardzo mamy wyjście, a miejsce nie jest złe, drewno jest, w miarę równo i potężny świerk chroniący od góry. Rozbijamy się, zbieramy drewno, a temperatura cały czas spada.






Ogień się pali, jedzonko się robi, śnieg na herbatę się topi, warunki praktycznie idealne, temperatura zaledwie -20 i spada dalej. Po najedzeniu, napiciu, lecimy w kimono. W nocy temperatura spadła poniżej -25*C, dokładnie nie wiemy, bo termometry przestały działać, a sami zasnęliśmy.




Wstaliśmy dopiero koło 8, gdyż tak miło nam się spało, że szkoda było wychodzić z naszych łóżek ;) No ale jednak spanie na szlaku, to trza szybko się ogarnąć, tak więc wypełzamy z naszego kokona na to rześkie powietrze. Szybkie założenie spodni i czegoś ciepłego, gdyż jest -20*C. Rozpalamy ognisko, robimy śniadanie, ogarniamy się i mijają nas najpierw narciarze, potem jak już wsio spakowaliśmy grupka piechurów, tak więc narty na nogi, plecaki na ramiona i ruszamy dalej. Niestety, jazda na nartach po przetartym przez pieszych nierównym terenie to nic przyjemnego, więc po kilkudziesięciu metrach postanawiamy, zdjąć narty i przebrnąć ten kawałek normalnie na nogach.




Oczywiście, tak też nie mogło być miło i przyjemnie. Pierwszy krok, bum, śnieg się zarwał, piszczelem przywaliłem w lód, a noga wpadła mi do strumienia, co zrobić wygrzebuję się i idziemy dalej. Po jeszcze kilkudziesięciu metrach chwilka postoju, tu herbatka z termosu, coś do zjedzenia i chcemy ruszać dalej, ale mamy problem... but mi zamarzł, stał się bryłą lodu i nie dało się go wpiąć w wiązanie. Trzeba było odkuć kilka centymetrów lodu z buta i dopiero ruszyliśmy dalej. Tu już szeroki szlak, więc obok przetartej ścieżki mogliśmy miło szusować w kopnym puchu. Mijamy miejsce, gdzie niegdyś stała chatka Zbyszka i kawałek dalej na śniegu dostrzegam coś małego. Podjeżdżam i widzę martwego MYSIKRÓLIKA - biedak albo zamarzł, albo wiatr go rzucił na drzewo, gdyż było widać, że w tym miejscu zdrowo wiało, a i w nocy słyszeliśmy ryk wiatru.





Jedziemy dalej, docieramy do Polany Izerskiej i tu krótka przerwa. Dalej szusujemy praktycznie po równym, ilość turystów niemała, ale mimo to dość przyjemnie łykamy kolejne metry. Tu nasze narty dawały najwięcej frajdy, kilka wybić i w moment kilkanaście metrów pokonane. W wiacie nad Izerą chwilka przerwy i dalej już bez postoju na miejsce noclegu, też nie tam, gdzie planowaliśmy, ale w całkiem przyjemnym miejscu nieopodal czerwonego szlaku za schroniskiem Orle.









Ta nocka była nieco cieplejsza, ale i tak trzymało wieczorem koło -20*C, dopiero nad ranem nieco się ociepliło. I znów rytuał każdego poranka, rozpalić ognisko, stopić śnieg, zrobić śniadanie. Koło 9 wyszliśmy na szlak. Niestety był bardzo, ale to bardzo stromy, przez co z plecakami, naszymi umiejętnościami i brakiem fok było cholernie ciężko, ale dawaliśmy radę. Wolno, bo wolno, ale wchodziliśmy na szczyt. Na półmetku, na odcinku dosłownie 4 metrów zaliczyłem 3 gleby. Padła cała seria przekleństw, zdjęcie nart i kawałek pieszo, przerwa na batona i dalej już na nartach zjazd z górki (dzięki bogu był łagodny). Mijają nas kolejni biegacze, część dziwnie patrzy, część z podziwem, część zagaduje. Mijają nas też 3 fat bike - tak swoją drogą cudne te rowery są - i dochodzimy do ostatniego zjazdu. Dosłownie ostatni kilometr i jesteśmy przy aucie. Początkowo próbujemy pomału zjeżdżać, ale to pomału jest zdecydowanie za wolno, więc odpinamy narty, bierzemy je na ramię i dalej już idziemy pieszo.






Tak kończy się ta nasza mroźna narciarska przygoda, było fajnie, było zimno, oby więcej takich mroźnych dni zimą :)



Komentarze

  1. Witam, co to za narty? Demobil austria?

    OdpowiedzUsuń
  2. DOBRZE.. mi sie czytawasze posty..powodenia i poodzenia w dzialaniu! napisz czym ogrzewasz kamere / aparat/ ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciesze się, że czytanie bloga to przyjemność :) co do ogrzewania aparatów ani kamery nie ogrzewamy, one cały czas mają temperaturę +/- w jakiej działamy a ogrzanie mogło by zniszczyć elektornike, gdyż wilgoć się skropli i po sprzęcie. D;atego wchodząc z dworu do domu,auta,schroniska itd. (wszędzie gdzie ciepło) należy zostawić aparat w torbie, plecaku itp. by sam temperatura sama się wyrównała co uchroni nas przed zniszczeniem aparatu/kamery. Oczywiście tyczy się to okresu niskich temperatur.

      Usuń
    2. Dobrze mówisz też tak robię tylko z elektro narzędziami

      Usuń
  3. Te narty mają charakter nordycki? Tzn. czy dają takie odbicie jak biegówki? Jeżeli tak, to smaruje się część pod stopą smarem na trzymanie, a resztę na poślizg. Wtedy podchodzenie jest łatwiejsze.
    Co do zjazdów na biegówkach, sam mam lewą łydkę całą w sińcach - cztery gleby przy zjeździe do Chatki od Polany Izerskiej...
    Wiązania z wolną piętą i narty bez stalowych krawędzi nie dają kontroli.

    Pozdrawiam, szacun dla Seniora!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki lekko zmodyfikowany kandahar - przód buta trzymany trokiem, a po piecie sprężyna, i dają odbicie i to piękne, kilka wybić i kilkanaście metrów za nami i to nawet w kopnym śniegu!!! A co do smaru chcieliśmy posmarować ale nam zamarzł, do tego stopnia, że nawet po całym dniu w polarze i nocy w śpiworze nie puścił. No zjazd na biegówkach jest dość ciężki, a co dopiero na tak szerokich jak nasze (w najszerszym miejscu 7,5cm)

      Usuń
    2. Wiązania z wolną piętą + szeroka narta jak najbardziej umożliwiają zjazdy i skręty, ale to trzeba najpierw przetrenować na oślich łączkach i stopniować trudności: https://youtu.be/XSKr0p4uYa8

      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Góry Bucegi i ich tajemnice

 M imo sporego opóźnienia przez zabawy w offroad zwykłym SUVem, dotarliśmy w góry Bucegi. Piękne pasmo, skrywające wiele tajemnic i ciekawostek. Według niektórych badaczy tereny te zamieszkiwała nieznana cywilizacja i to podobno jeszcze ta sprzed wielkiego potopu - Atlantydzi, a może kosmici? Tego jeszcze nikt nie wyjaśnił. Ale jedno jest pewne, według wielu publikacji góry te coś kryją, coś co jest silnie pilnowane przez rząd rumuński, amerykański i Watykan!  W góry dotarliśmy późnym popołudniem, więc nie tracąc czasu, błyskawicznie ruszyliśmy w teren, by zobaczyć sfinksa i nie tylko. Od parkingu towarzyszył nam bardzo sympatyczny psiak, mały kundelek, bał się i nie dał się pogłaskać, ale dzielnie szedł cały czas obok nas. Góry Bucegi są piękne, skały, łąki, sporadyczny śnieg i silny wiatr towarzyszą nam cały czas, aż do samej skały, która nosi nazwę sfinks. Skała faktycznie przypomina pod pewnym kątem sfinksa. Ale ciekawsza jest teoria, skąd ten kształt. Jest bowiem pewna grupa ludzi

Kontakt

Jeśli macie jakieś pytania czy cokolwiek innego piszcie na: konradbusza@gmail.com Gdzie moje złoto?!

Blahol BIG ONE nerka idealna?

 D ziś mała recenzja, a może i bardziej opis produktu polskiej manufaktury kurierskiej, bo chyba tak można mówić o firmie BLAHOL . Nerka Big One to najlepsza tego typu torba do jazdy rowerem, której używałem. Służy mi w mieście, na wycieczkach i służyła w trakcie pracy, gdy jeszcze jeździłem jako kurier rowerowy. Warto wspomnieć, że nie jest to zwykła mała nerka na EDC itd. To nerka olbrzymia, można rzec, że wątroba. Długo szukałem czegoś na tyle dużego, by zmieścić: książkę, dokumenty, pompkę, jakieś klucze/narzędzia, coś do jedzenia i doczepić hamak podczas krótkich wycieczek rowerowych, opcjonalnie miała też służyć do przewożenia aparatu razem z obiektywem 70-200! Szukałem, szukałem i znalazłem w ofercie firmy BLAHOL. Nerka BIG ONE daje radę w każdej powierzonej jej misji. Można wygodnie przewieźć cały podręczny majdan czy to nad tyłkiem, czy przekątnie na klacie niczym kołczan prawilności.  Napisałem do Blahola z kilkoma pytaniami - super kontakt, rozwiane wszelkie wątpliwości i